Czerwiec,
2013r.
Dookoła
intensywny zapach różnorodnych kwiatów, który po zmieszaniu się w cząsteczkach
powietrza utworzył prawdziwą finezję dla nosa, smród wydzielający się ze wszystkich
pootwieranych mazideł do twarzy i lakieru do włosów. Uszy za to zostały
udobruchane świstem suszarki i śmiechem dziecka, powtarzającym się jak echo co
kilka minut.
- Jezus
Maria, nie wierć się! – fuknęła Julia, odziana w turkusową sukienkę idealnie
eksponującą jej figurę.
- A jak
mam się niby nie wiercić, kiedy ty prawie wsadzasz mi kredkę w gałkę oczną, na
dodatek wcześniej wyrywasz spory pukiel włosów? – odpyskowałam, drapiąc się po
wysmarowanej nawilżającym balsamem skórze.
-
Zostaw, bo ci czerwone szramy wyskoczą! – po raz kolejny podniosła głos, rozmazując
jakieś cudo na moich policzkach.
Zamilkłam,
pozwalając skończyć dzieło przyjaciółce. Od początku nie byłam przekonana co do
jej chęci zrobienia mnie na bóstwo, jednakże według Bartmana ukończony kurs
kosmetyczny do jakiejś tam wprawy zobowiązuje. Niech wydepiluje mu plecy, wtedy
zobaczymy, czy będzie taki skory do zatrudniania jej zamiast profesjonalistki.
Ostatnie
pociągnięcie pędzelkiem, ostatnie przypudrowanie nosa, ostatni oddech
zielonookiej zaraz przy mojej skórze. Odsunęła się o pół metra, obracając
karkiem we wszystkie strony.
-
Skończone! – otrzepała ręce i ze słodkim uśmiechem na twarzy podała mi
lusterko.
Chyba
powinnam cofnąć swoje poprzednie spostrzeżenia. Początkowo myślałam, że
wsadziła do tej kupy szkła zdjęcie jakiejś innej kobiety i próbowała mnie
wyrolować. A skądże. Ta dziewczyna odbijająca się w kawałku szkła, bez żadnej
nieprzyjemności na twarzy i dekolcie, które ostatnio zaczęły mi wyskakiwać, bez
pryszcza na środku czoła, bez nieco popękanych warg, to byłam ja. Niczym osoba wyryta w
marmurze.
-
Niesamowite – bąknęłam ledwie słyszalnie, jednak najwyraźniej dla Julii
wystarczająco głośno, gdyż poklepała się w odkryte miejsce na biustem, dumnie
wypinając klatkę piersiową do przodu.
- Ma
się ten talent. A ty, Madziu, co sądzisz?
Malutka
uderzyła piąstkami o krzesełko. Na jej twarzyczkę ponownie wpłynął rozbrajający
uśmieszek, a maluteńkie dołeczki w policzkach znów się pojawiły. Szczerzyła się
w taki sam sposób co Bartman.
-
Podoba jej się – odwzajemniłam córce wyciągnięcie warg. Wzięłam ją na ręce i
głaskając po główce z lekko kręcącymi się włoskami, chodziłam po pomieszczeniu,
co jakiś czas chwiejąc się na obcasach. Wysokie buty na nogach od zawsze były
moją piętą achillesową.
- Bylebyś
tylko nie wywinęła orła – zaśmiała się szatynka. – W dniu ślubu coś takiego
podobno przynosi pecha.
- Wiesz
co? Ostatnio mam wrażenie, że zrobiłaś się bardzo przesądna.
- Nie
moja wina, że facet, którego kocham, na co dzień paraduje w koszulce z numerem
trzynastym.
Prowadzona
przez ojca, któremu z pewnością zaledwie kilku melancholijnych myśli brakowało
do rozpłakania się, przekroczyłam próg rodzinnego, warszawskiego kościoła. Prawie
że udusiłam się własną śliną, widząc, kto zasiada w drewnianych ławkach. Wszyscy
znajomi, moi, jak i Zbyszka, dalsza i bliższa rodzina, no i oczywiście
siatkarze z małżonkami bądź dziewczynami, którzy zdecydowanie byli
najliczniejszą grupą ze wszystkich gości.
Organista
od razu przystąpił do wyznaczonej roboty. Zagrał Marsz Mendelsona przepięknie,
wzruszając melodią kilkanaście kobiet, które ukradkiem smarkały w chusteczki.
-
Pięknie wyglądasz – ukochany szepnął mi na ucho, zanim ksiądz o ślimaczych
ruchach znalazł się przed ołtarzem.
Przez
całą ceremonię wpatrywałam się w bartmanowe oczy, tak przyjemnie świdrujące moje
zmysły. Nawet ciągle kaszlenie
proboszcza nie oderwało mojej uwagi od zielonych tęczówek. Tęczówek, w które
miałam spoglądać już do końca swojego żywota.
- Ja,
Zbigniew Bartman, biorę ciebie, Natalio Olszewska, za żonę i ślubuję ci miłość,
wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi
dopomóż, Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy jedyny i wszyscy Święci.
- Ja,
Natalia Olszewka, biorę ciebie, Zbigniewie Bartmanie, za męża i ślubuję ci
miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci.
Taki mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy jedyny i wszyscy Święci.
Czułam
nieopisane ciepło, kiedy zakładał obrączkę na mój palec. Czułam ogromne
szczęście, kiedy to Magdalena, wędrująca z rąk do rąk, wybuchnęła perlistym
śmiechem. Czułam motylki w brzuchu, kiedy po słowach kapłana delikatnie musnął
moje wargi. Nie całował Natalii Olszewskiej. Całował Natalię Bartman, swoją
nowo upieczoną małżonkę.
Gratulacje
ciągnęły się jak kolejki do mięsnego za komuny. Zostałam wyściskana, wycałowana
i opłakana przez wzruszone kobiety za wszystkie czasy.
- Tylko
mi się nie seksijcie za dużo, sąsiadeczko – utonęłam w ramionach Kubiaka. –
Wystarczy mi jedno dziecko do wujkowania.
- Ale,
Michał, przecież z ciebie jest niepowtarzalny wujek.
- Może
i tak, ale kto wie, kiedy nerwy mnie poniosą. W końcu ile orzyganych spodni i
koszulek można znieść?
- Ciesz
się, że orzyganych. Zbysiowe ubrania cieszą się nieco inną formą ochrzczenia,
bo pochodzącą z tylnego, a nie przedniego otworu.
Szatyn
aż wzdrygnął się na samo wyobrażenie.
- A
pieluszki?
- A
moja wina, że kładzie ją na sobie i w ogóle nie ubiera?
- Ja
wiedziałem, że on ma nie po kolei w głowie, ale żeby aż tak? Jedna naga kobieta
w łóżku mu nie wystarcza, musi rozebrać następną!
Alkohol
lał się strumieniami, skoczna muzyka dudniła w uszach, a wodzirej rozhulał się
w swojej robocie jak wiatr halny w Karpatach. Parkiet bez przerwy był
zatłoczony, mocne tąpnięcia, w szczególności stóp siatkarskich, wręcz
demolowały drewniane panele, różnokolorowe balony plątały się pod nogami, pękając
pod uciskiem babskiego obcasa. W moich wyobrażeniach przyjęcie weselne to
spokojna impreza, gdzie co dziesiąta osoba pobuja się w rytmach ulubionej
piosenki. A tutaj? Tutaj każdy musiał się wyszaleć, pokrzyczeć, zaliczyć,
tanecznie, oczywiście, każdego. Momentami nawet pragnienie schodziło na dalszy
plan. Najważniejsza była zabawa. Taka zabawa, gdzie każdy mógł poczuć, że nadal
ma kości zbudowane z tkanki chrzęstnej, delikatną skórę i trosk na owinięcie
palca. Gdzie każdy mógł się poczuć po raz drugi jak nastolatek.
-
Natka! – zawył mi Jarosz tuż nad uchem. Podparł się na moim ramieniu, oddychając
tuż przy szyi. – Mogłabyś zabrać Madzię z kolan Bartka?
- Coś
nie tak? Wymiotuje? – przeprosiłam kuzyna Zbyszka, wręcz biegiem ruszając w
stronę przyjmującego.
- Nie,
po prostu sikać mu się zachciało.
- No to
nie mogłeś jej przez chwilę potrzymać?
-
Wybacz, ale Aga by mnie zabiła, gdy mała zrobiła coś podobnego z moimi
spodniami.
Ze
zdezorientowanym wyrazem twarzy podeszłam do Kurka, który zażyle przebierał
nogami pod stołem. Spojrzałam na jego udo, ledwie powstrzymując się od śmiechu.
Malutka brunetka, która wesoło kolebała się na jego kolanach, podbierała jagody
z miseczki, zgniatała je w rączkach i zdobiła ową papką materiał szykownych
spodni Bartosza. Nawet nie musiałam zachodzić w głowę, co też dobrze znanego
ten fioletowy bohomaz mi przypomina, niejaki Michał Winiarski o oczętach równie
pięknych co bartmanowe, obił się o krzesło Bartosza i automatycznie spojrzał na
jego spodnie.
-
Widzę, że Magda poznała już twoją anatomię – parsknął, mierzwiąc włosy
dziewczynki.
- Co ty
pierdolisz? – Kurek, na skraju wytrzymałości pęcherza, spojrzał na klubowego
kolegę jak na paralityka.
- Wie,
że masz małego, dlatego namalowała ci drugiego, tak na pocieszenie.
Ramiona
Zbyszka od zawsze były moim małym azylem. Uwielbiałam w nich tkwić, uwielbiałam
ich dotykać. A od tej pamiętnej nocy uwielbiałam w nich również się bujać.
Z
policzkiem wtulonym w jego klatkę piersiową, stąpałam z nogi na nogę. Nigdy nie
potrafiłam zjawiskowo tańczyć. Ba!, w szkole unikałam takich zajęć, byle tylko
się nie zbłaźnić. O Bartmanie powiedzieć tego samego nie mogłam. Wywijał na
parkiecie jak kot swoim ogonem, obtańcowując chyba wszystkie zgromadzone na tej
sali kobiety.
Lustrowałam
wzrokiem wszystkie pary w najbliższym otoczeniu. Uśmiech sam wskakiwał na
twarz, kiedy w oczy rzucili mi się Michał z Julką, moja mama z tatą oraz
rodzice Zbyszka. Tworzyliśmy jedną wielką rodzinę, którą połączył nie tylko
nowy związek. Połączyła ją, w mniejszym lub większym stopniu, siatkówka.
-
Zbysiu? – odkleiłam się od jego torsu, spoglądając w górę. Nawet w wysokich
butach przy nim czułam się liliputem.
-
Mówiłaś coś, żono? – na dźwięk tego słowa automatycznie robiło się ciepło na
sercu.
- Co
dalej? Chodzi mi oczywiście o twoją karierę.
- A co
ma być? – zmrużył oczy, świdrując mnie niepewnym wzrokiem.
- Rzeszów,
Bydgoszcz, a może Włochy czy Rosja? Gdzie się wybieramy?
- Nie
bardzo rozumiem – no tak, czasami kiepsko u niego z myśleniem.
-
Widziałam te listy, które do ciebie przyszły. Propozycje kontraktów z
najlepszymi europejskimi klubami.
Nie
minęło nawet kilka sekund od podzielenia się z nim moimi spostrzeżeniami. Po prostu
roześmiał się jak dziecko pod wpływem gazu rozweselającego.
-
Kochanie, ja się nigdzie nie wybieram. Zostaję w Polsce, w Jastrzębiu.
-
Trzeci sezon? Coraz bardziej mnie zadziwiasz.
-
Bartman, który zmienia kluby jak rękawiczki, poszedł w zapomnienie. Łasko
opuszcza nasz klub, więc będę mógł wskoczyć na stałe do pierwszej szóstki jako
atakujący. Poza tym, takie ciągle wyprowadzki z dziećmi to nie przyjemność,
tylko katorga.
-
Dziećmi? – spojrzałam na niego kątem oka. – Jeden urwis ci nie wystarcza?
-
Jeszcze ze dwójka by się przydała – okręcił mnie dookoła własnej osi. – Ja, ty,
trójka maluchów, pies i Michał za płotem. Co powiesz na taką przyszłość?
Nie odpowiedziałam
mu słownie. Odpowiedziałam mu płomiennym pocałunkiem. Pocałunkiem, który z
pewnością jeszcze nie raz w moim życiu będzie gościł.
Nie
patrzmy w podłogę, kiedy koło nas tyle się dzieje. Nie unikajmy ludzi,
kontaktów wzrokowych, miejsc publicznych. Nie zaszywajmy się w czterech
ścianach z kotem i kubkiem herbaty w obu dłoniach. Otwórzmy się na świat,
otwórzmy się na żyjące istoty. Bo kto wie, gdzie, kiedy i w jakich
okolicznościach wpadniemy na swojego prywatnego herosa?
KONIEC
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiem,
że nazwa epilog, ze względu na brak prologu, pasuje tu jak wół do karety. Wiem,
że zakończenie oklepane i bardzo często spotykane. Uwierzcie, chciałabym
napisać to inaczej, ale po prostu nie mogę. Tu nie chodzi o to, że inaczej nie
umiem. Ja najzwyczajniej w świecie tego nie chcę. To moje pierwsze ( i chyba
ostatnie) opowiadanie ze szczęśliwym zakończeniem, także proszę, nie katujcie
mnie aż tak. ;)
Pisząc ten ostatni rozdział poczułam, jak coś, co kwitło we mnie przez wiele miesięcy,
zamyka się. Mimo iż ten blog zdecydowanie nie napawa mnie dumą, wręcz
przeciwnie, dziecinność początkowych rozdziałów cholernie śmieszy, akcja w
ogóle się nie klei, a i wydarzenia czasami wydają się być nierealne, to jednak
jest ważny i odegra znaczącą rolę w moim blogowym życiu. To dzięki niemu
dojrzałam, poznałam wspaniałych ludzi. To dzięki niemu powstają kolejne
historie. To dzięki niemu tak naprawdę ciągle tu jestem.
Chciałabym
podziękować za te dwanaście miesięcy wszystkim, którzy się tu przewinęli. Każde
miłe słowo i każda uzasadniona krytyka były dla mnie podporą lub aspektem,
który kazał pomyśleć, a dopiero potem pisać. Dziękuję przede wszystkim wam,
czytelniczkom. Nawet nie wiecie, ile wasze opinie dla mnie znaczyły, ile razy
mnie wspomogły, aby dokończyć to literackie badziewie i tak łatwo się nie poddać.
Dziękuję wszystkim i za wszystko. :*
Tak na
zakończenie dodam coś jeszcze – wcześniej zapewniałam, że druga część tego
opowiadania powstanie. Przykro mi, ale chyba, a raczej na pewno, do tego nie
dojdzie. Przepraszam, ale tak, jak mi to lula
uświadomiła, coś takiego w ogóle nie ma sensu. Poza tym, mam koncepcję na inne
blogi, ale na drugą część tego niekoniecznie. Kto wie, może kiedyś powstanie
coś podobnego do herosów, jednakże bardziej przemyślanego i niegłupiutkiego.
Jeżeli
nadal wam się nie znudziłam to zapraszam na moje pozostałe blogi:
Póki co
będę pleśnieć tam. :)
A, tak
kwitując na koniec – byłoby mi naprawdę miło, gdybyście się podpisały.
Chciałabym wiedzieć, ile czytelniczek miało to opowiadanie.
Do
zobaczenia! ;)
Julia zrobiła Natalie na bóstwo na pewno wyglądała ślicznie. Wesele musiało być bardzo duże, a mała Madzia skradła serca wszystkich. No to Zibi chce mieć trójkie dzieci i pewnie jego marzenie co do dzieci się spełnią.
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie było jedno z pierwszych które zaczęłam czytać będzie mi go brakować. Dziękuje i pozdrawiam Angel:**
czytam, czytam, czytam. Zostawiam taki krótki komentarz, b nigdy nie miałam daru do pisania tego typu rzeczy. Co do drugiej części jestem za. Chociaż przyznam Ci, że wolę perwersję :*
OdpowiedzUsuńPOZDRAWIAM :*
Od początku do końca czytałam ten rozdział z uśmiechem na twarzy! :)
OdpowiedzUsuńNie wątpię w to, że Julia zrobiła Natalię na bóstwo. W końcu, komu jak komu, ale swojej najlepszej przyjaciółce musiała zaufać, i jak się okazało - opłacało się nie zatrudniać profesjonalnej kosmetyczki. :)
Madzia stała się ulubienicą wszystkich, zresztą w ogóle mnie to nie dziwi. :) Na pewno jest oczkiem w głowie dziadków. :) Sama mam w rodzinie taką małą ślicznotkę i wiem, ile radości potrafi przynieść, dlatego doskonale rozumiem wszystkie zgromadzone tam kobiety, które wyrywały sobie ją z rąk. :)
Ceremonia zaślubin wyglądała na pewno uroczo, aż się normalnie wzruszyłam... Ale ja już tak mam... :) Natomiast późniejsza zabawa weselna przeszła moje najśmielsze oczekiwania! :) Już widzę minę Kubiaka, który wyobrażał sobie to, czym Madzia obdarowuje ubrania Zbyszka. :D Nie wspominając już o całej akcji z wujkiem Bartkiem, jagodami i ciętym komentarzem Winiara! :D Popłakałam się w tym momencie do łez! :D
Cieszę się, że Natalia spotkała na swojej drodze Zbyszka. I choć wydawać by się mogło, że związek z Siatkarzem na dłuższą metę nie ma przyszłości, Ich przypadek pokazał, że nie można patrzeć stereotypowo. Najważniejsze, że jest u Jego boku szczęśliwa. Teraz będzie się spełniać w swoim życiu jako dobra matka i wzorowa żona. :) Podoba mi się również dorosła postawa Bartmana, który (w końcu? :P) się ustatkował i na pierwszym planie umieścił Rodzinę, swoją Rodzinę. :) Jak widać, małych Bartmanków nigdy nie za wiele i Natkę czeka jeszcze wiele trudów związanych z kolejnymi ciążami, ale to na pewno zaprocentuje jeszcze większą miłością i radością. :)
Amen. :)
Na koniec może jeszcze dodam, że ten blog był jednym z pierwszych, jakie zaczęłam czytać. Czy żałuję? - NIE! I mogę zapewnić, że na pewno jeszcze kiedyś tu wrócę. :)
pozdrawiam i całuję :*
Patex
Prawie się popłakałam, chociaż parę razy wybuchnęłam śmiechem czytając epilog. Przepiękna piosenka i chyba jeszcze ładniejsze zakończenie.
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję za to opowiadanie, a zwłaszcza za ostatnie słowa. Zapiszę je sobie w zeszycie z cytatami, żeby były zawsze przy mnie.
Jeszcze raz, dziękuję :)
P.S. Mam nadzieję, że to nie będzie ostatnie opowiadanie, które się dobrze skończyło :)
P.S2. LILIPUTEK ;) *.*
Boże, Caroline, nawet nie wiesz jak duzo wniosło to opowiadanie u mnie.
OdpowiedzUsuńZaczęło moje czytanie tego typu blogów i moje własne pisanie.
Dziękuję ci bardzo serdecznie za nie! :*
Wszystkie inne opowiadania też będę śledzić z ogromną ochotą. Misu :)
Jeej... Będzie mi ich wszystkich brakować :) Zibiego, Natki, Kubiaka... ♥ Wszystkich :3
OdpowiedzUsuńDziękuję i pozdrawiam :*
Teraz będę czytać inne opowiadania. ♥
Madzia wszystko co piękne i dobre odziedziczyła po rodzicach więc po tacie niewiele ;p;p;p Żarcik ;) Uwielbiam Twoje blogi i styl pisania :) Nie było mnie tu od początku, czego bardzo żałuję, ale nadrobiłam wszystko bardzo szybko ;) Cieszę się, że zakończyłaś to szczęśliwie, bo inne zakończenie tu nie pasowało... Zawsze,po przeczytaniu każdego nowego rozdziału, i mam tak przy każdym Twoim opowiadaniu, w mojej głowie pojawia się wiele myśli dotyczących życia :) Wiele refleksji, które rzucają zupełnie inne światło na rzeczywistość ;) Ja mam tylko nadzieję, że jedna z tych rzeczy, które tu napisałaś się spełni i Bartman znów będzie rozmawiał normalnie z Kubiakiem ;) Brakuje mi ich wspólnych wygłupów. Ale wracając do opowiadania, stworzyłaś coś genialnego i zawsze to podziwiam, bo miłość która łączy Zbyszka i Natalię jest tak widoczna a za razem prywatna i wzruszająca, jednym słowem MISTRZOSTWO! Potrafisz wzbudzić w człowieku skrajne emocje, od śmiechu po płacz, wzruszenie, tak też było, jak czytałam ten epilog. Wybierając tą piosenkę, trafiłaś w mój czuły punkt, bo ją uwielbiam :D Cieszę się, że mogłam przeczytać tą historię i jestem Ci za to wdzięczna :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i cieszę się, że piszesz kolejne opowiadania ;) wierny czytelnik, nulka :*:*:*:*
Pięknie, uroczo, świetnie! Pisz, pisz. Ja czytać będę :*
OdpowiedzUsuńNienawidzę cię za to że to już koniec! Za bardzo wciągnął mnie ten blog! :)
OdpowiedzUsuńChciałabym przeczytać historię miłości Julii i Michała z ich perspektywy. Będę za tym blogiem tęsknic, ale jak najbardziej przeczytam to jeszcze raz :D
A ja liczyłam na dalszą cześć :(. Opowiadanie podobało mi się od samego początku! Jak na nie trafiłam to błyskawicznie nadrabiałam wcześniejsze rozdziały :).
OdpowiedzUsuńSuper wesele, a małą Madzię uwielbiam! :D Taka mała, a już jak załatwia siatkarzy :D Będzie miała charakterek! :) Pozdrawiam :)
MAADZIA! Kocham tą małą :D Kurka załatwiła perfekcyjnie :D słodko i bardzo fajnie! szkoda, że nie będzie drugiej części jednak rozumiem :) ja to uwielbiam Twoją twórczość! każdy ma słabe początki ;)
OdpowiedzUsuńświetne opowiadanie ! :)
OdpowiedzUsuńtylko czekałam na nowe rozdziały :)
hooow sweeeeet! :)starałam się czytać cały rozdział jak najwolniej, żeby jak najpóźniej dojść do końca. I nie gadaj, że to opowiadanie jest "do dupy" bo wcale tak nie jest. Ja to dopiero farmazony piszę. ;)Żałuję, że to już koniec tej historii, jednak też zgadzam się z Lulą, że kontynuowanie nie ma sensu. Dobrze jest tak jak jest. A teraz odnośnie rozdziału. No to mieli swój najpiękniejszy dzień życia. Jestem pewna, że spod mistrzowskiej ręki Julii wyszło prawdziwe bóstwo i nieskazitelnej urodzie. Sam ślub- marzenie. Fajnie byłoby mieć takich gości. A wesele? Ubawiłam się! Humor Winiara powalił mnie na kolana :) Ja nie wiem co ten Bartek w sobie ma takiego, że w większości opowiadań jest albo nazwijmy to na wyrost pośmiewiskiem, albo ofiarą losu :)Madzia to cudowne dziecko :) Chociaż szkoda mi tych wszystkich koszulek Kubiego, no i Zbycha. Ale skoro już zaciąga nagie małolaty do łóżka to musi się liczyć z konsekwencjami. A Zbigniew jak mnie zaskoczył. Zmiana stanu cywilnego równa się zmianom mentalnym. Kto by pomyślał, że zwiąże się z klubem na tak długi czas. W końcu nie może zbyt dużo jeździć, żeby mieć czas na płodzenie dzieci! :) Poza tym chyba mnie zmotywowałaś do chociaż lekkiej zmiany trybu mojego życia. Jestem raczej domatorką lubiącą siedzieć pod kocem z kubkiem kakao, ale chyba zacznę spacerować po ulicach z podniesioną głową. Może akurat jakiś heros się trafi. Pozdrawiam Cię serdecznie, Embouteillages! ;*
OdpowiedzUsuńŚwietny blog. Obserwowałam go od czasu kiedy zaczęłaś go pisać i od wtedy coraz bardziej mi się podobał :) Trudno mi się pogodzić, że to już koniec. Mam nadzieję że bd prowadziła jakiegoś bloga i też go przeczytam :D
OdpowiedzUsuńszkoda, że już koniec.. :C
OdpowiedzUsuńBlog prowadzony super, już od pierwszego rozdziału nie mogłam doczekać się następnego (; mam nadzieje, ze jeszcze nie jedno opowiadanie napiszesz.
Pozdrawiam :* /M.
Niee.... nie chcę końca. Bardzo zżyłam się z tym opowiadaniem. Genialny jest! Brak mi słów po prostu. Nie mam pojęcia co napisać... Cieszę się niesamowicie, że po tych wszystkich perypetiach, które miały miejsce w życiu Natalii i Zbyszka, są razem i wszystko jest dobrze. Nawet taki Chmielewski nie był w stanie zrujnować ich miłości. Mam nadzieję, że nadal, długo, długo będziesz tworzyć, bo masz ogromny talent, byłabym bardzo szczęśliwa gdybyś jeszcze w niedalekiej przyszłości stworzyła coś podobnego do herosów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, wierna, oddana czytelniczka, Kinga :*
Dlaczego kolejne tak świetne opowiadanie dobiegło końca?
OdpowiedzUsuńByło warto nadrobić to opowiadanie, pomimo że odbiło się to na moim niewyspaniu i niefunkcjonowaniu ;d Opowiadanie ze szczęśliwym zakończeniem jest zdecydowanie moim ulubionym, więc tak przyjemnie czytało mi się ten epilog ;) Mała Madzia to chyba najbardziej wesołe dziecko jakie sobie mogę wyobrazić ;p Ta akcja z nią i Kurkiem genialna ;d Widać, że ma geny Bartmana :D Natalia i Zbyszek w końcu małżeństwem ;) Między Julią i Michałem też cacy ;) Jak przyjemnie się o tym czyta ;)
Szkoda, że nie będzie drugiej części herosów, bo moim zdaniem jesteś tak pomysłowa, że na pewno być coś fajnego tu wymyśliła ;) No cóż, coś się kończy, a coś zaczyna. Dziękuję Ci za to opowiadanie ;)
Pozdrawiam cieplutko, Kinga ;*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńmoże i jestem dziecinna czy jakaś dziwna ale uwielbiam ten blog. strasznie fajnie mi się go czytało.. te pikantne momenty bawiły mnie go łez, smutniejsze smuciły i mnie. niekiedy codziennie sprawdzałam czy jest nowy rozdział by chociaż na chwilę oderwać się od rzeczywistości i przeczytać tą historię.
OdpowiedzUsuńdziękuję Ci że stworzyłaś ten blog. jak dla mnie wspaniały :) Kaczorek :)
No i co narzekasz, kiedy opowiadanie było świetne? ;) Moim zdaniem takie czyta się najlepiej. Dziękuję Ci za wszystko i życzę powodzenia w dalszym tworzeniu ;*
OdpowiedzUsuńJakie to piękne i sielankowe i tak miało być :)
OdpowiedzUsuńbiedny Bartuś i tu wyszła chyba ta Twoja niechęć do niego :P
Poza tym to lecę czytań matrymonialną zawieruchę, cześć.
Aaaaa i dziękuję Ci słonce za to całe opowiadanie. :*
Wszystko co dobre szybko sie kończy :)
OdpowiedzUsuńNie wiem co powiedziec...Dziekuje? :* Przepraszam ale tylko na tyle mnie stać :*♥
Lubie Twoje opowiadania...oby jak najwiecej kończyło się szczęśliwie :*
Ja zawsze z Tobą: Marta :*
PS. Zbyszek wracaj do zdrowia i porozmawiaj z Michałem!!♥
Jakie to słodkie... Wszystko. Bo najważniejsze, że dziewczyny szczęśliwe, chłopcy też:) I czytałam to! Więc jak mogłam zignorować info? :D
OdpowiedzUsuńteraz będę czytać Twoje kolejne opowiadania... ale cóż szkoda, że to się skończyło, i piękne zakończenie, cudne! *.* pozdrawiam :**
Ano znowu się popłakałam, ale tym razem ze wzruszenia.:) Nie mam siły się rozwodzić nad treścią, bo jest późno, a ja rano wstaję. Może i przybyłam tu późno, ale przynajmniej w tym wydaniu polubiłam Bartmana. Bo tego normalnego nawet spotykając w Złotych Tarasach, nie potrafię już lubić. Okropna sprawa. Było pięknie. Może początek faktycznie trochę nieogarnięty, ale koniec cudowny. :*
OdpowiedzUsuńCudowne jest to opowiadanie :) Tak jak każde, które piszesz...
OdpowiedzUsuńSkończyło się bardzo pięknie i szkoda, że się skończyło. Szkoda bo lubiłam bardzo historie miłości Natalii i Zbyszka. Ich miłość była taka dość szybka jak na początku, ale później przeszli dość dużo za nim mogą być mężem i żoną. Mała Madzia podbiła serca wujków ;) a Zbyszek chce mieć jeszcze przynajmniej dwoje i zostaje na trzeci sezon w Jastrzębiu. Kiedy takie zjawisko nastąpi w realnym świecie?!
OdpowiedzUsuńDziękuje bardzo za opowiadanie które czytałam od początku mojej przygody z blogowaniem ;) Przepraszam, że tak krótko i bezsensownie, ale okres zombi się zaczął i spałam dzisiaj tylko 3 godziny.
Pozdrawiam :*
No i koniec... Martwi mnie jedna rzecz... Chciałaś zakończyć inaczej? Nieszcześliwie?
OdpowiedzUsuńAle to tylko tak.. :) Epilog przecudny, nie wyobrażałabym sobie innego. To opowiadanie było dla mnie jednym z ulubionych, zawsze z niecierpliwością czekałam na kolejne losy Natalii i Zbyszka, Miśka, Julki, nawet Marcina! A teraz to wszystko się skończyło... Ale czas nadrobić pewersję, oraz trwać przy matrymonialnej zawierusze, bo uwielbiam Twój styl pisania. :)
Pozdrawiam.
Szkoda, że już koniec, no ale cóż... Jedno się kończy, drugie zaczyna, choć to nie zmienia sprawy, że będzie mi brak tego opowiadania.
OdpowiedzUsuńTo się inaczej skończyć nie mogło. Miał być happy end i jest, z czego się bardzo cieszę. Wzięli ślub, mają córeczką, praktycznie nic im do szczęścia już nie brakuje, może tylko spokojnego życia.
Buziaki. ;)
Szkoda, że to już koniec :-(
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie było świetne, ale coż coś się kończy coś się zaczyna.
DO ZOBACZENIA NA INNYCH BLOGACH.
Nie będę jedyna, mówiąc że to opowiadanie było tym, na które najczęściej i z wielką przyjemnością zaglądałam. Zaczęłam czytać dość późno, bo jakoś koło 18 rozdziału, ale cieszę się, któregoś dnia, kliknęłam na 1 rozdział. A że mnie wciągnęło, i przeczytałam wszystkie w 2 dni, cóż, jakiś powód tego być musiał :D Nie zawiodłaś do końca, historia Zbyszka i Natalii skończyła się tak, jak skończyć się powinna. Nie widziałam możliwości innego zakończenia. Oni byli tak w sobie zakochani, jak młode pary na starych filmach :) Nie będzie kontynuacji? Trudno. Są jeszcze pozostałe Twoje opowiadania, które tak samo uwielbiam, i teraz na nich się skupię. A rodzince Bartmanów niech się wiedzie! :))
OdpowiedzUsuńczytałam zaczęłam coś około 4 rozdziału. blog genialny. Teraz rzucam się łakomie na anielską perwersję. Oby więcej! Trzymaj się tak. Jesteś aniołem, którego skrzydłami są słowa. Wzlatuj wysoko :*
OdpowiedzUsuńi ja tu bylam :) calosc przczytalam w ktoras z swiatcznych nocym, a dzis wrocilam na epilog <3
OdpowiedzUsuńPodpisuje się tu pierwszy raz, tylko i wyłącznie na Twoją prośbę:)Nie czytałam od początku, ale nadrobiłam!
OdpowiedzUsuńTen blog był na prawdę świetny i troszkę smutno mi, że jednak druga cześć nie powstanie, no ale mówi się trudno jakoś przeżyję:)Mam nadzieję,że stworzysz coś jeszcze podobnego...
Pozdrawiam cieplutko:D
Dobrze, że się skończyło happy endem :)nadrobiłam wszystko pewnej wakacyjnej nocy i od tego czasu czekałam na nowe rozdziały, wciągneło mnie od razu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Czytałam i nawet dwie noce zarwałam , żeby być na bieżąco. ;]
OdpowiedzUsuńWspaniały blog! Będę czekała na dalsza cześć jeżeli zdecydujesz się taka napisać.
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetna historia.Gratuluje.;-)
kocham tą opowieść jesteś wspaniała <3
OdpowiedzUsuńkocham cię za milutkiego Zbysia, czasami erotomańskiego, kocham cię za Michała pomimo jego sporego tłuszczyku, kocham cię za sekstelefon, akcje w samochodzie, hotelu, domu, kocham cię za docinki na temat Kurka, kocham cię za malutką Madzię.
OdpowiedzUsuńkocham cię całą, tak jak to opowiadanie, i ty dobrze o tym wiesz. ♥
o rany! i co tu teraz napisać? że szkoda, że głupio, bo się kończy i że co? szkoda na pewno, ale czy głupio? sama nie wiem. było to moje drugie czytane opowiadanie i z wielkim rozczuleniem będę do niego powracać. żegnać się nie ma co, chyba , ze z historią. a jej będzie brakowało. tego erotomańskiego bartmana, kubiego, który rozczulał mnie z każdym nowym rozdziałem i oczywiście natalii. oj trudno się będzie poprzestawiać.
OdpowiedzUsuńno rozdział jak zwykle świetny. jedyne czego nie mogę zdzierżyć to tego co napisałaś. gdzie ty tu chciałaś zmienić zakończenie? brak hepy endu? błagam cię! złapałabym pierwszy lepszy autobus i cię dorwała. przysięgam. nie wyobrażam sobie innego zakończenia.
a teraz kończę, bo jdnakowoż muszę odiwedzić inne blogi. buziaki! :*
świetne opowiadanie :) w ciągu 3 dni je przeczytałam :)
OdpowiedzUsuńKlaudia
wspaniałe opowiadania, czytam wszystko, co piszesz:) mam nadzieję, że będziesz częściej publikować kolejne rozdziały. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńW.
Słodkoooo :D A mała jest genialna i ta akcja z Bartkiem mnie rozwaliła. Nie ma to jak happy end :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Rzadko komentowałam właściwie to prawie nigdy z czystego lenistwa xD ale lubię to opowiadanie i czekałam na każdy rozdział
OdpowiedzUsuńNie mogę uwierzyć, że to już koniec. Czytam twojego bloga od samego początku. Świetne zakończnie. Mimo, że wiele takich bylo, tu nie moglo byc inne. Masz racje, druga część minęłaby się z celem. Chciałam napisać ci coś pięknego i przemyślanego, ale nie umiem. Zabrakło mi słów. Szeri. P.S. proszę dodaj coś na anielską perwersję
OdpowiedzUsuńChyba nigdy nie komentowałam tego bloga ze względu na czyste lenistwo, ale czytałam wiernie i wyczekiwałam każdego rozdziału. :)
OdpowiedzUsuńTrochę smutno, że już się kończy, ale zawsze musi się coś skończyć, aby coś nowego mogło się narodzić. :D
Pozdrawiam i do zobaczenia na innym Twoich blogach. / Idalia
Szkoda ,że to już koniec ;((
OdpowiedzUsuńZapraszam http://parkiet-siatka-mikasa-moje-marzenie.blogspot.com/
Koniec ;( !
OdpowiedzUsuńZapraszam:
http://milosc-mimo-wszystko.blogspot.com/
Chciałabym bardzo przeczytać ten blog, ale nie chce mi się lecieć tyle do pierwszego rozdziału. Ma ktoś może link? Byłabym wdzięczna.
OdpowiedzUsuńOd wczoraj zaczęłam czytać. ;) Szkoda, że to już koniec :D
OdpowiedzUsuńI know, you like it when I read your story :D
OdpowiedzUsuńPozostawię ślad po sobie ;) a co :D byłam przeczytałam, przeżyłam to z nimi ;)
No całkiem ciekawa odsłona ciebie moja droga panno :D
Kraków pozdrawia ;p
Matko to chyba najpiękniejszy blog jaki czytałam...ale ten Bartman to jednak potrafi być romantyczny, a Dziku to w ogóle mnie rozbraja...w dwa dni przeczytałam całość i jak tylko będę miała wolną chwilę to zrobię to jeszcze raz, bo naprawdę warto :) Mam nadzieje że piszesz jeszcze jakiegoś bloga i się nim z nami podzielisz, bo taki talent do pisania jaki masz ty, trzeba rozpowszechniać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i dziękuję za to, że stworzyłaś tak genialne opowiadanie ;*
Przeczytałam w jedej dzień CUDO!!! *.*
OdpowiedzUsuńpiękne !!! rozpłakałam się na ostatnim rozdziale... a jeszcze bardziej pomogła mi się doprowadzić do tego stanu piosenka . Genialny blog !!! :*
OdpowiedzUsuń