sobota, 27 października 2012

Rozdział dwudziesty trzeci.



"Take your hand and walk away."

~ System Of A Down - Lonely Day.



- Mijamy tę fontannę  czwarty raz. Nie mógłbyś w końcu ustatkować się na jakąś konkretną trasę? - denerwował się Zbyszek. Uwielbiał jeździć po mieście, ale jaki sens ma poruszanie się na okrągło tą samą trasą? Znał już na pamięć układ sklepów mijanych po drodze. 
- Moja wina? Nie powiedziałeś mi, gdzie mam jechać - odburknął Michał, kierując się w stronę centrum Warszawy. W duchu modlił się, aby nie trafić na największą zmorę stolicy - kilkukilometrowe korki. Opatrzność Boża najwidoczniej sprzyjała siatkarzom, gdyż nie zauważyli żadnej litanii samochodów. Paradoks, jak na godziny popołudniowe.
- No chyba nie chcesz mi powiedzieć, że jeżdżąc po mieście rzuci nam się w oczy Natalia? - prychnął zielonooki.  - To jak bycie przekonanym, że się wygra w Lotka!
- Taki jesteś mądry? A kto jest tym debilem w najbliższych metrach sześciennych, który nie wie, gdzie mieszka jego szanowna dziewczyna? - warknął sarkastycznie Kubiak.
- Przecież mieszkała w akademiku, skąd mogę do cholery wiedzieć, gdzie znajduje się jej dom rodzinny? - napuszył się Bartman. Jazda z Miśkiem to zdecydowanie zły pomysł.
- Faktycznie, dużo o niej wiesz - zadrwił szatyn, parkując pod supermarketem. Wyskoczył z samochodu, kierując się do otwieranych automatycznie drzwi.
- Teraz ci się zakupów zachciało? - krzyknął za nim Zibi, zwracając na siebie uwagę innych klientów sklepu. 
- Nie mam ochoty zdechnąć z głodu! - zawył Michał, znikając wewnątrz ogromnego żółtego budynku.
Zbyszek zatrzasnął auto i sypiąc przekleństwami pod nosem, ruszył za klubowym kolegą. Jak ma odzyskać miłość, skoro zamiast prób odnalezienia jej, buszuje po sklepach?
 
Zamurowało mnie doszczętnie, zapewne dlatego nie zareagowałam we właściwy sposób. Kilka sekund i mój mózg znów zaczął pracować na naturalnych obrotach. Z premedytacją odepchnęłam go od siebie, przeszywając lodowatym spojrzeniem.
- Skąd się tu wziąłeś? I dlaczego to zrobiłeś?! - gdybyśmy znajdowali się w jakimś bardziej zacisznym miejscu, nie musiałabym się pilnować z chęcią wymierzenia mu policzka. 
Uśmiechnął się szyderczo, chwytając kosmyk moich włosów w lewą dłoń. 
- Przyleciałem kilka dni temu. Dlaczego to zrobiłem? Jesteś moją dziewczyną, nie pamiętasz?
Zapewne wyglądałam na osobę otępiałą, mrugając ze zdwojoną szybkością.
- Człowieku, my już nie jesteśmy razem! Mam Zbyszka! - wyrwałam pasmo ciemnych kędziorów z jego ręki. 
- Tego marnego siatkarzyka? A gdzie żeś go przesiała? - wiedział, w którym momencie uderzyć w sedno, i to skutecznie.
Skierowałam wzrok na bok, byle nie patrzeć w jego szare, zimne oczy.
- On... jest zajęty. 
- Jak zwykle, zapewne. - zmrużył oczy, przyglądając mi się uważnie. - Spasłaś się nieco, Olszewska. 
Aż mnie świerzbiło, żeby chwycić jeden z kartonów proszku do prania i przywalić mu w tę wymalowaną gębę. 
- Jestem w ciąży, kretynie! - warknęłam, chwytając się pod boki.
Pewność siebie na twarzy Chmielewskiego zniknęła jak za odjęciem ręki. Wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć. Najwidoczniej to musiała być tylko maska, po chwili wziął kilka głębokich oddechów i wygiął usta w bezczelnym uśmiechu.
- I wysyła cię samą na zakupy? Założę się, że w tym czasie, kiedy ty zapierdalasz po sklepach, on posuwa jakąś lalunię. To sportowiec, tylko seks się dla niego liczy. 
Zatrzepotałam rzęsami, starając się zahamować napływające łzy.
- Po co się odzywasz, skoro go nie znasz?
- A ty niby znasz go lepiej ode mnie? Znasz jego przeszłość, jego byłe dziewczyny? - roześmiał się, widząc moje zakłopotanie.  - Tak myślałem.
Dreszcz niepewności przemknął przez moje plecy. Nie, ktoś taki jak ten troglodyta nie może mieć racji. Może i nie znam zbytnio poprzednich lat Zbyszka, ale wierzę, że w teraźniejszości mnie nie okłamywał. Przeszłość to przeszłość, boli, ale przemija. 
Przemknęłam wzrokiem po gumowej podłodze, zauważając parę maleńkich bucików. Uniosłam spojrzenie nieco wyżej. Maleńki chłopczyk o blond włoskach obserwował nas z palcem w różowiutkich usteczkach. Ślina ściekała na jego niebieską koszulkę. 
- Kubuś, tu jesteś! - wykrzyknęła z ulgą wysoka blondynka, zapewne mama malucha.
- Mamusiu, dlaczego ta pani wyzywa swojego męża? - rozchyliłam wargi ze zdumienia. Męska solidarność, czy co?
- Skarbie, nie zawsze się układa w małżeństwie - kobieta spojrzała na nas z politowaniem, głaskając syna po główce.
Chciałam sprostować, ale Marcin zdążył odezwać się pierwszy.
- Widzisz, mały, ta oto pani spodziewa się dziecka, i coś takiego, jak hormony, buzują w niej aż nadmiernie. 
Kuba zmarszczył brwi i uniósł kąciki ust do góry, ukazując maleńkie ząbki. 
- A kiedy przestaną buzować?
Chmielewski zerknął na korytarz prowadzący między regałami i uśmiechnął się z satysfakcją. 
- Teraz - jednym szybkim ruchem przyciągnął mnie do siebie i ponownie zatopił swe wargi w moich, zanim zdążyłam zaprotestować. 
Maluch zasłonił oczka rączkami, śmiejąc się melodyjnie.
- Mamusiu, czy oni jeszcze się całują?
- Chodź, kochanie, nie będziemy przeszkadzać - blondynka wzięła Kubusia na ręce i skierowała się w stronę nabiału. 
Momentalnie oderwałam się od jego nieco spierzchniętych ust.
- Zrobisz to jeszcze raz, a pożałujesz! Zniknij mi z oczu, najlepiej na zawsze! - wytaszczyłam wózek z tego przeklętego przedziału i ruszyłam w stronę kasy. Mało mnie obchodziło, że nie wpakowałam jeszcze połowy potrzebnych produktów, w tym momencie liczyło się, aby jak najszybciej wydostać się z supermarketu. Zapłaciłam za towar i nabuzowana jak wulkan przed erupcją, z siatkami w obu dłoniach, ruszyłam do wyjścia. Po drodze wpadłam na jakiegoś wielkoluda, pachnącego dziwnie znajomo. Nie interesowało mnie, kogo przypadkiem potrąciłam. Burknęłam krótkie "przepraszam" i opuściłam Biedronkę. Gorszych zakupów w życiu chyba jeszcze nie miałam. 
 
Szurał butami po gumolicie, analizując zaistniałą kilka minut temu sytuację. Serce łopotało na samo wspomnienie. Jak ona mogła? Jego Natalia, największy skarb, prywatne słoneczko, nosząca pod sercem ich wspólne dziecko. Miał ochotę podbiec i wygarnąć wszystko, co przelatywało mu przez głowę w tamtym momencie, kiedy ten wytatuowany fagas obejmował ją i całował. Stchórzył. Bał się nie tylko jej reakcji, a przede wszystkim swojej. Jego wybuchowy charakter mógł go skierować do zrobienia czegoś, przez co zmarnowałby sobie całe życie. Błąd. Ono już było zmarnowane. 
Ruszył w poszukiwaniu przyjaciela, oblatującego półki sklepowe jak orzeł swoją zdobycz. Myślami chwilowo krążył w świecie, który był dla niego rajem. Z cierpieniem przypominał sobie jej orzechowe oczy, świecące jak gwiazdy na bezchmurnym niebie, smak malinowych warg, wiecznie rozciągniętych w szczerym uśmiechu, głos, który był najprawdziwszą melodią dla uszu, delikatne, a zarazem piękne ciało, idealnie współgrające z jego podczas wspólnych nocy. Do diabła, nie może jej stracić! Nie może pozwolić, aby przeskakujący z kwiatka na kwiatek Chmielewski odebrał mu miłość życia. Lider zespołu metalowego traktował Natalię jak zabawkę. Może tym razem posłuży się nią jako worek treningowy?
Odnalazł Kubiaka już poza kasami. Oczy świeciły mu się jak dupy świetlików. 
- Stary, nie uwierzysz, kto na mnie wpadł! Twoja wybranka serca! Próbowałem ją zatrzymać, ale nie dała mi dojść do głosu i po prostu wyszła. Wyglądała na zdenerwowaną.  - przerwał, widząc nietęgą minę Bartmana. - Zobaczyłeś ducha, czy co?
- Dałbym wiele, żeby zobaczyć zjawę w zamian za scenę, która już na zawsze utkwiła w mojej pamięci. 
 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 
Jeżeli czytasz, pozostaw po sobie chociaż króciutki komentarz. O wiele przyjemniej się pisze, kiedy wiem, że mam dla kogo to robić. 
 
Obiecałam, że będzie lepiej, rzekomo jest, chociaż i tak nie jestem przekonana. Nigdy nie skończę pisać tego opowiadania, jeżeli rozdziały będą krótkie i w dodatku nic nie znaczące. Trzeba się sprężyć, może wyjdzie coś lepszego. ;)
Wielkie dzięki za wszystkie słowa, również i te krytyczne, które umacniają. Im bardziej beznadziejnie się robi, tym więcej czytelniczek się ujawnia, a to ciekawe. ;)) 
Dostaję całkiem sporo linków do waszych opowiadań, na które wcześniej nie trafiłam. Byłabym wdzięczna, gdybyście wykazały troszkę wyrozumiałości i dały więcej czasu, nie jestem w stanie przeczytać całego bloga o przykładowo liczbie dwudziestu rozdziałów jednego dnia. Tym bardziej, że muszę być również na bieżąco z zapoznanymi już blogami. ;)
Następny w przyszłym tygodniu, o ile nie wylecę z wiecznie zachmurzonej Polski na krótkie wakacje. 


1 komentarz:

  1. Caroline czemu koncowka fozdzialu jest zamazana bialymi paskami zamiast tekstu??! Nje wiem teraz co stalo sie w biedronce z Natka, Marcinem i Bartmanem czy sie tam spotkali?! Co sie wydarzylo?!

    OdpowiedzUsuń