sobota, 27 października 2012

Rozdział dwudziesty czwarty.



 "It's not like you didn't know that, 
I said I love you and I swear I still do."


~Nickelback - How You Remind Me.

Coś ewidentnie musiało być nie halo. Nie miałam ze Zbyszkiem żadnego kontaktu już od dłuższego czasu. Dzień w dzień czekałam na ten piękny moment, kiedy telefon zamiga i ukaże moim oczom wiadomość bądź przychodzące połączenie od Bartmana. A co, jeśli wziął sobie słowa ojca do serca i uznał, że w takim wieku nie liczy się nic, prócz siatkówki? Ciarki przeszły mnie na samą myśl o tak czarnym scenariuszu. Byłby w stanie zrobić mi takie świństwo? Przez głowę przefrunęła mi złota myśl mojej przyjaciółki z liceum. Sportowiec to nie leniwiec, na jednym eukaliptusie nie osiądzie. Nie zadowoli się liśćmi z jednego drzewa.
- Pani Natalia Olszewska? - pielęgniarka szturchnęła mnie delikatnie w ramię. - Zapraszam do środka.
Posyłając jej nieśmiały uśmiech, podniosłam się z krzesełka i ruszyłam w stronę gabinetu.
- Nie przyprowadziła pani ze sobą męża, czy tam chłopaka? Zwykle na badanie USG przychodzi dwójka przyszłych rodziców - doktor Kolasińska nigdy nie szczędziła dobijających pytań.
- Nie mógł przyjść, coś mu wypadło - bąknęłam pod nosem, usadawiając się na kozetce.
- Jakaś sprawa jest ważniejsza od zobaczenia rozwijającego się maluszka? - jeśli nie pohamuje tej wścibskości, zaleję się łzami.
- Kariera sportowa zawsze wymaga pewnych rezygnacji, jeśli chodzi o życie prywatne - odpowiedziałam, patrząc na sprzęt ginekologiczny.
- W to akurat nie wątpię - odrzekła lekarka, wychodząc zza biurka. - No to zobaczmy, jak dziecinka się trzyma.
Uśmiechnęłam się jakby do samej siebie. Pierwszy raz zobaczę mojego szkraba na monitorze.
Położyłam się na rozkładanym fotelu, podwijając turkusową koszulkę do góry. Pani ginekolog pokryła mój brzuch żelem poprawiającym przewodzenie dźwięku i przyłożyła do niego przetwornik, delikatnie przesuwając nim po całej powierzchni kałduna.
- Niech pani spojrzy - szepnęła, wskazując głową ekran.
Przekręciłam czerep w stronę wskazywanego miejsca. Łzy szczęścia cisnęły się do moich oczu. Duża główka, kruche i maleńkie ciało, podkurczone paluszki u nóżek i kciuk w ustach, które dopiero co opanowały ruch ssania. Najpiękniejszy widok w moim życiu.
- Wygląda na to, że rozwija się prawidłowo, jest w trybie rozwijania się podstawowych odruchów.  - powiedziała serdecznie doktor Kolasińska, obserwując ekran. - Jedyne, czego pani teraz nie powiem, to płeć dziecka. Jest jeszcze za wcześnie.
Nic nie mówiłam, wpatrując się w obraz na monitorze. Trudno uwierzyć, że coś tak pięknego rośnie pod moim sercem.
Ginekolog przepisała mi witaminy i zaleciła kolejne badanie USG w czasie drugiego trymestru. Miałam odwiedzić ją wcześniej jedynie w przypadku zbyt częstych omdleń lub nagłego krwawienia. Na pożegnanie otrzymałam zdjęcie kruszynki. Cała w skowronkach opuściłam klinikę, kierując się do domu rodzinnego. Po drodze wysłałam Zbyszkowi najpiękniejszego esemesa, na jakiego kiedykolwiek się wysiliłam. Niestety, nie doczekałam się odpowiedzi.

Czuł się, jakby żył na pustkowiu, bezludnej wyspie, w innej czasoprzestrzeni. Nie szalał, nie grał na wysokim poziomie, nie emocjonował się wygranymi spotkaniami. Dzień w dzień, godzina za godziną rozmyślał, gdzie popełnił błąd. Osądzał się w myślach o to, dlaczego, podczas wizyty ojca, tak po prostu pozwolił jej uciec. Zarówno we własnym domu, jak i publicznym miejscu zachował się jak gówniarz. Nie zawalczył o to, co od niedawna nabrało dla niego większe znaczenie, niż odbijanie piłki na boisku. O tę prawdziwą od kilku lat miłość.
Siatkarskie szmatławce lały na niego wszystkie pomyje, dopuszczając się nawet prośby o zakończenie kariery. Ostatnie mecze w barwach Politechniki, a on grał na poziomie szkoły gimnazjalnej. Nic mu nie wychodziło, zaczynając od zagrywki, a kończąc na ataku. Nie wychodził już nawet w podstawowym składzie. Sztab Jastrzębskiego Węgla zaczął się zastanawiać, czy przyjęcie go do drużyny będzie dobrym, a przede wszystkim rozsądnym pomysłem.
Koledzy przychodzili, pocieszali, bez przerwy powtarzali, że jak nie ta, to inna. Problem w tym, że on nie chciał innej. Zbyt się przywiązał do Olszewskiej, aby teraz tak po prostu wsadzić jej osobę do szkatułki i zakopać wraz ze wspomnieniami.
Nie miał żalu do ojca o obrażanie jego ukochanej, nie miał żalu do Natalii o ten nieszczęsny pocałunek z damskim bokserem, Marcinem. Miał żal sam do siebie, że tak po prostu odpuścił i nie zdobył się na motywację, aby jeszcze powalczyć. Życiowa przegrana, dająca większy ból i gorycz niż beznadziejny mecz o medal.
Melodyjka dzwonka do drzwi rozniosła się po całym domu. Niechętnie podniósł się z kanapy, odłożył napój energetyczny na boczny stoliczek i bez żadnego entuzjazmu otworzył hebanowe wejście.
- Mój Boże, jak tu wyglądasz?! - wykrzyknęła Kaśka na powitanie.
- Nie mam ochoty na pogadanki, idź do domu - bąknął pod nosem, pomalutku zamykając drzwi.
- A kiedy masz zamiar się do mnie i rodziców odezwać?! - tupnęła nogą, cudem przeciskając się do środka.  - W ogóle z nami nie rozmawiasz, nie przychodzisz się przywitać po meczu, nie dzwonisz, nie odbierasz. Co się z tobą dzieje?
- Zapytaj ojca, to się dowiesz - warknął sarkastycznie, opierając się o framugę.
- Zbyszek, dobrze wiesz, że nasz tato nie ma łatwego charakteru. Czasem palnie coś, czego nie powinien, ale uwierz, on naprawdę tego żałuje. Proszę cię, nie bądź obrażony na cały świat i odwracaj się od nas.
- Trochę za późno na takie wnioski, sam się o tym przekonałem. Poza tym, nie jestem pępkiem świata, po prostu potrzebuje chwili spokoju.
- Twoja chwila trwa już kilka tygodni! - oburzyła się Bartman. - Jestem twoją siostrą, dobrze wiesz, że zawsze możesz zwierzyć mi się z problemów.
Zatopił nieobecny wzrok w śliwkowej ścianie. Może ma rację? Po co męczyć się samemu z wątpliwościami?
Chwyciła go za rękę, zmuszając do spojrzenia jej w oczy.
- Chodźmy się przejść, za długo siedzisz w samotności.
Westchnął głęboko, kiwając na potwierdzenie głową. Trochę świeżości dla przemęczonego umysłu nie zaszkodzi.
Kroczyli po chodnikach warszawskiej dzielnicy Ursynów w ciszy. Przyjemny w upalne dni wiatr rozdmuchiwał brązowe loki Kaśki i tarmosił lekką koszulkę Zbyszka.
- Gdzie ona teraz jest? - przerwała ciszę Bartman, obserwując biegające po trawnikach dzieci.
- Zapewne w domu rodzinnym - bąknął, szurając butami.
Zatrzymała się niespodziewanie.
- Dlaczego jej na to pozwoliłeś? Dlaczego pozwoliłeś jej uciec? Czemu nie dałeś do zrozumienia tacie, że jest dla ciebie najważniejsza? - sypała pytaniami jak z rękawa.
Milczał przez chwilę, zastawiając się, jak ma jej odpowiedzieć.
- Bo jestem skończonym idiotą. Dałem się wrobić w wyborową pułapkę. Natalia dała mi czas, aby zadecydował, co jest dla mnie ważniejsze. Ona i dziecko, czy siatkówka. A ja głupi nie miałem tyle odwagi, żeby przy ojcu, zapalonym fanatyki volleya, szczerze odpowiedzieć. Gdyby jakaś dziewczyna zadała mi takie pytanie jeszcze kilka lat temu, wyśmiałbym ją na miejscu. Ambicja mnie przerastała. Dopiero teraz zrozumiałem, że życie prywatne nie może równać się z życiem zawodowym.
- No to dlaczego jej o tym nie powiesz? Nie zapewnisz jej o sile swoich uczuć i podjętym wyborze?
- Bo myślę, że już jest za późno. - westchnął ciężko, wpatrując się w płytki chodnikowe.
- O czym ty mówisz? Tylko mi nie próbuj powiedzieć, że tak z dnia na dzień przestała cię kochać.
Jego wyobraźnia w tym momencie podzieliła się na dwa obozy: jeden, ukazujący przeklęty widok z supermarketu, drugi, przypominający mu te wszystkie ciepłe wiadomości, które w ostatnim czasie przychodziły na jego telefon. Jakie uczucie siedziało w głowie Natalii tak naprawdę?
- Kaśka, co ja mam zrobić? - zapytał błagalnie, pociągając nosem.  - Nie jestem już całkowicie pewien, co ona do mnie czuje. Poza tym, nie mam zbyt dużo czasu na podjęcie decyzji. Za trzy tygodnie wyjeżdżam do Jastrzębia. Tylko ciągle nie wiem czy z Natką, czy bez niej.
Chwyciła jego twarz w dłonie, patrząc w intensywnie zielone tęczówki.
- Walcz o to, co dla ciebie najważniejsze. Skoro potrafisz stoczyć bitwę na boisku, stocz wojnę w życiu prywatnym. Decyzja o dalszym losie tego związku to nie to samo, co zmiana klubu. Jeśli klub ci się nie spodoba, możesz go po zakończonym sezonie opuścić bez żadnego jazgotu, z poczuciem ulgi i pewnej wolności. Miłość jest zupełną odwrotnością. Jeśli się posypie, rozstanie nie  z nią będzie czystą przyjemnością, a katorgą pełną bólu i z czasem narastającej tęsknoty. Zrób to, co podpowiada ci serce, ono jest najlepszym mentorem w takich sytuacjach.
Przyciągnął siostrę do siebie, całując ją w policzek.
- Dziękuję ci, za wszystko - wyszeptał do jej ucha, pieszczotliwie głaskając ją po włosach. Już wiedział, co powinien zrobić. I żaden wytatuowany pajac w glanach mu w tym nie przeszkodzi.
Rodzice powinni zainstalować jakieś ograniczenie głośności dzwonka w przypadku godzin wieczornych. Co za baran przychodzi w odwiedziny o takiej porze?!
Ubrana w piżamę w groszki, niechętnie podniosłam się z łóżka i ruszyłam w stronę drzwi. Przeczesałam nieco włosy przed lustrem i na pół przytomna otworzyłam front. Widząc go w progu, oczy rozszerzyły na wielkość pięciozłotówek, a króciutkie włoski na plecach stanęły dęba.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jeżeli czytasz, pozostaw po sobie chociażby króciutki komentarz. O wiele przyjemniej się pisze, kiedy wiem, że mam dla kogo to robić.

Jaki humor, taki rozdział, w obydwu przypadkach do dupy. Musiałam urwać w takim momencie, inaczej kolejny rozdział w ogóle by się nie kleił.  Przepraszam, że robię ze Zbyszka ofiarę losu, ale tak miałam od początku zaplanowane.
Znowu nieco zawaliłam, miało być wcześniej, ale jak już wspominałam na drugim blogu, moje lenistwo przekracza ludzkie możliwości.
Kompletnie nie mam nastroju, uśmiechu na mojej twarzy raczej nikt się nie doczeka. Nie jestem zła na chłopaków, nie mam do nich pretensji, po prostu strasznie mi smutno, że zakończyli Igrzyska w takim momencie. Ćwierćfinał to jednak ćwierćfinał, albo zostajesz w grze, albo jedziesz do domu z niczym. Najbardziej jednak żal mi samych siatkarzy i tego, co te szmatławce i całe dziennikarska hołota z nimi zrobi.
Pomalutku nadrabiam zaległości, mam nadzieję, że do wyjazdu dam radę.
Kolejny w przyszłym tygodniu, taką mam nadzieję.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz