sobota, 27 października 2012

Rozdział dwudziesty drugi.



„ Nie ma cię i nie wiem już, gdzie jesteś, ale dobrze, że nie wiesz co u mnie, bo pękłoby ci serce.”

Usiadł z powrotem na krześle i z wyrzutem spojrzał w jej oczy o odcieniu oceanu. Niby niewinne słowa z ust dziewczyny, a doprowadzają faceta do białej gorączki.
- Skąd o mnie tyle wiesz?! – fuknął, chwytając się za głowę. Nie chciał wspominać tego okresu, tamtych kobiet, tamtej okolicy. Niczego.
- Klub Black Widow, jedna z sierpniowych nocy, 2009 rok, pamiętasz? – poczuł się, jakby właśnie wbiła mu sztylet w już i tak zmarnowane serce. Pamiętał, aż za dobrze. – Byłam wtedy jedną z kelnerek na wakacyjnym stażu. Przyszedłeś całkowicie pijany, prosząc o jeszcze większą dawkę alkoholu. Zagadałeś do jakiejś rudej laluni i zaciągnąłeś w ustronne miejsce. I tak się zaczęło. Co wieczór zaglądałeś do klubu, co noc zabawiałeś się z inną. Zaimponowałeś mi, Zbyszek. Wyglądałeś na faceta, dla którego nie liczy się stały związek, a ciągła zabawa. To właśnie ty poniekąd zmieniłeś moje życie.
Już po wtrąceniu o rudowłosej głowa zapulsowała mu od poczucia winy. Tłukł się wewnątrz siebie z myślami. Żałował, że w ogóle zobaczył ten cholerny szyld klubu, jebiący po oczach.
Kręcił się po mieście, uderzając po drodze w uliczne latarnie. Kilka godzin wcześniej Kaśka ostatecznie przekreśliła ich związek, argumentując, że na zdrowy rozum nie miał on żadnego sensu. Ból przeszywał jego serce, pochłonięte trunki szumiały mu w głowie. Niedoświadczenie w związkach kazało mu odreagować beznadziejną miłość. Plączącymi się nogami dotarł do klubu, znajdującego się w centrum miasta. Nie zwracał uwagi na niedowierzające spojrzenia młodocianych kobiet. No tak, jak często spotyka się uwalonego siatkarza? Liczyło się tylko to, aby jeszcze sobie popić, jeszcze dowalić swojej słabej głowie.
Ciągnąc kolejną szklaneczkę, zwrócił uwagę na przyglądającą mu się dziewczynę. Przysiadła się bliżej, patrząc rozpijaczonym spojrzeniem. Pachniała winem i cytrusowymi perfumami. Nie pamiętał, w którym momencie pociągnął ją za rękę i wciągnął do łazienki. Chwila namiętności, dająca ukojenie jego zszarganemu układowi nerwowemu. Spodobało mu się takie lekkie życie, mógł wyładowywać swój testosteron bezprawnie, bez żadnych konsekwencji.
Nie umiał zliczyć, ile dziewcząt potraktował w podobny sposób. Nie znał ich imion, nie wiedział, ile mają lat, nie potrafił odróżnić odcienia włosów i koloru oczu. Liczyło się tylko zapomnienie o Kaśce, zapomnienie o tej wielkiej szkodzie, jaką mu wyrządziła.
- Zbyszek, ty mnie w ogóle słuchasz? – Ewelina spojrzała na niego spod byka, zarzucając blond włosy na plecy.
- Tylko dlatego mnie poprosiłaś o rozmowę? Wykorzystałaś uczucia Miśka, ciało Alexa, jeszcze tylko dowalenie mojej osobie było potrzebne do spełnienia! – zawarczał, kipiąc ze złości.
- O czym ty mówisz?  Nie zależało mi na zniszczeniu cię psychicznie, chciałam po prostu twojej pomocy. Prowadziłam życie w taki sam sposób, jak ty wcześniej. Gdybym wiedziała, co Michał czuje do mnie tak naprawdę, nie potraktowałabym go jak tych wszystkich troglodytów!
- Byłem dla ciebie autorytetem? – zaśmiał się cynicznie, wycierając spocone ręce w materiał bluzy. Zmieliło mu żołądek na myśl, że to właśnie przez niego Piotrowska potraktowała Kubiaka jak zabawkę. – Marnego sobie guru wybrałaś.
- Wyglądałeś na szczęśliwego, uśmiech wiecznie nie znikał z twojej twarzy… - bąknęła, mażąc kościstymi palcami szlaczki na pościeli.
- Szczęśliwego? Dziewczyno, w tym klubie nigdy nie byłem trzeźwy! To było odreagowanie po stracie dziewczyny, na zdrowy rozum nigdy nie wybrałbym takiego życia! No tak, ale co się dzieje z umysłem człowieka po alkoholu, w głowie bezustannie się pierdoli.
- Nie wiedziałam, naprawdę. Myślałam, że robiłeś tak dla przyjemności, a nie dla zapomnienia…
- A co to była za przyjemność, uprawiać seks z zupełnie obcymi kobietami? Gdybym był mądrzejszy, wybrałbym jakiś bardziej racjonalny sposób. Przez swoją głupotę mogłem stracić szansę na zawodową karierę! Też chcesz takiego życia?
- Moje życie już i tak jest dosyć pogmatwane.  – wyszeptała, wycierając jedną samotnie płynącą po policzku łzę. – Myślisz, że po tym wszystkim będę potrafiła się zakochać, tak na stałe?
- Jestem pewien. Ja poznałem miłość swojego życia i powinienem ją ratować, zanim rozsypie się na dobre. Przepraszam, muszę lecieć. – wybiegł z sali, o mały włos nie przewracając pulchniutkiej siostry oddziałowej. Wyfrunął jak na skrzydłach ze szpitala i dopadł stojący na parkingu samochód Michała.
- Chłopie, dorzuciła ci jakiś środków halucynogennych? – zapytał śmiechowo Kubiak, odpalając silnik.
- Bądź chociaż raz poważny i jedź!
- Dokąd?
Bartman zapiął pasy, patrząc przez szybę na zakochanych, patrzących sobie w oczy z czułością.
- Muszę ją znaleźć i naprawić szkody, jakie wyrządził mój ojciec.

Okej, postanowiłam w końcu nieco przewietrzyć swój organizm i ramach rekompensaty za przyjęcie pod rodzinny dach wyruszyłam na podbój supermarketu. Tak, tak, Biedronka rules. Wskoczyłam w luźny sweterek, maskujący zaokrąglony brzuch i jeansy, na nogi wdziałam granatowe trampki. Z portfelem w jednej kieszeni, listą potrzebnych produktów w drugiej, rozpoczęłam zakupowy szał. Niemal biegałam między regałami z przeładowanym koszykiem, aż bojąc się taszczyć to wszystko do domu. Niby tylko kilka metrów drogi, ale błagam was, kręgosłup mi pęknie stuprocentowo. W drodze na dział typowo chemiczny mignęła mi głowa z typowym irokezem i tzw. tunelem w prawym uchu. Dam sobie nogę odciąć, ba, nawet dwie, że gdzieś już widziałam identyczne zaczesanie. Wzruszając jedynie ramionami, rzuciłam się między proszki do prania a papiery toaletowe. Porównując, czym różni się płyn do płukania tkanin takiej firmy, a takiej, owiał mnie zapach drastycznych dla nosa perfum. Męskich perfum. Mimo walącego serca, nie odwróciłam się. Modliłam się w duchu, żeby to był tylko nieszczęsny zbieg okoliczności. Ta, nie dla psa kiełbasa. Spojrzałam w dół, kiedy oplótł mnie wytatuowanymi ramionami w pasie. Odwrócił mnie gwałtownie w swoją stronę, zmuszając do spojrzenia mu w oczy. Zamarłam, upuszczając na ziemię wyżej wymieniony płyn. To nie może być prawda, to nie może być on.
- Witaj, Natalio – wyszeptał złowieszczo i bez żadnej zgody przycisnął swoje zgłodniałe wargi do moich. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz