sobota, 27 października 2012

Rozdział dwudziesty pierwszy.




„Spójrz mi w oczy, wiesz przecież,
Nikt mi tego nie dał, nikt mi tego nie zabierze.”


- Klapnij sobie, Michałku! – wybełkotał ledwo trzymający się na nogach Zbyszek, zataczając piruety po całym salonie.  – Może jakieś piweczko?
- Nie, dzięki – odparł zdezorientowany Kubiak, z przerażeniem patrząc na ilość alkoholu pochłanianego przez przyjaciela. Jak on może utrzymać się w pozycji pionowej? Rozejrzał się dookoła. Wszędzie butelki po piwie, przy stole żółta, śmierdząca plama, zapewne siki Bobka, a w wejściu od sypialni koronkowa, damska bielizna, przypuszczalnie należąca do Natalii. – Powiesz mi wreszcie, co się stało?
- Już ci mówię, jastrzębski przystojniaku! – Zibi usadowił się obok Miśka, wylewając przy okazji nieco piwa na kanapę. – Otóż, najbardziej zajebisty ojciec pod słońcem, czyli mój, wprost wygarnął mojej dziewczynie, że zawadza w rozwoju kariery siatkarskiej, dodatkowo czyniąc z Natki osobę otyłą. A to jeszcze, kochany Michałku, nie wszystko! Gdy dowiedział się, że zostanę tatą, bezczelnie posądził mnie o powrót do dawnych nawyków! Czy ty to sobie wyobrażasz? – powieki pracowały mu ze zdwojoną szybkością, a ślinianki nie nadążały z produkowaniem śliny.
- Nie chciałbym być na twoim miejscu, stary – Kubiaka aż zmieliło nie tylko na myśl, co przeżywał jego kumpel kilka godzin temu, ale przede wszystkim o przywróceniu nieodłącznej wcześniej części życia Zbyszka.
- Też nie życzyłbym sobie takiego obrotu sprawy, ale cóż mogę zrobić? Tymczasowo zostałem bez kobiety, która nosi moje dziecko pod sercem, bez wsparcia ojca, praktycznie bez nikogo! Miśku ty mój, dobrze, że mam chociaż ciebie! – zbliżył się na niebezpieczną odległość i złożył na policzku Kubiaka soczysty pocałunek.
- Pojebało cię? Ogranicz alkohol, i to w trybie natychmiastowym! – Michał rzucił się do szuflady po chusteczki, a następnie z obrzydzeniem wytarł swój policzek.
- Boże, czego się czepiasz, baby non stop się tylko przytulają i całują, dlaczego faceci nie mogą? – zaczął dumać Bartman.
- Widocznie mężczyźni są bardziej sanitarni, ograniczają się do podawania ręki.
- Ta? A gdzieś czytałem, że całowanie jest  higieniczniejsze od uścisku dłoni, ha! – pochwalił się swoją wiedzą Zibi.
- Mogę korzystać z tej informacji wobec osoby przeciwnej płci, nie tej samej!
- Pierdolenie kotka za pomocą młotka! – Bartman zakręcił się wokół własnej osi, na swoje nieszczęście w niewłaściwym momencie tracąc równowagę. Innymi słowy, wylądował twarzą we włochatym dywanie.
- Zbychu, żyjesz?! – przeraził się Michał, szturchając przyjaciela. Kamień spadł mu z serca, kiedy z ust zielonookiego wydobył się charkot chrapania.
„Za słaba głowa na tyle alkoholu, zdecydowanie”, pomyślał Kubiak i z wielkim trudem ułożył klubowego kolegę na kanapie, a samemu zasiadł przed telewizorem, skacząc po kanałach. Milion kanałów, a nic do oglądania, problem na porządku dziennym.

Stałam przed nieco odrapanymi drzwiami, w jednym z warszawskich bloków. To właśnie tutaj pierwszy raz obdarłam sobie kolana, nauczyłam się jeździć na rowerze, przeżyłam swoją pierwszą miłość. Dziwnie wraca się do miejsca wspomnień, rodzinnego domu.
Zgrzyt zamka i oto w drzwiach pojawiła się moja rodzona matka, niezwykle zszokowana.
- Natalia? Co tu robisz? I czemu masz ze sobą walizkę?
Obiecałam sobie, że nie będę płakać z byle głupoty i kolejny raz złamałam słowo.
- On mnie nie chcę – wychlipałam, przechodząc przez próg mieszkania.
- Mówiłam, że tak będzie, tym wielkoludom nie można ufać! – rozłościła się rodzicielka.
- Nie Zbyszek! Jego ojciec, uważa, że niszczę siatkarską karierę Zibiego.
- I przejęłaś się zrzędliwym seniorem? Dziecko kochane, nie bierz wszystkiego tak do siebie, z takim rozumowaniem ten świat cię zniszczy!
- A co, jeśli on ma rację? Może przeze mnie ktoś taki jak Bartman w siatkarskim świecie nie będzie już istniał… - rozryczałam się na dobre. Okropnie emocjonalna ze mnie osoba, to fakt.
- Nawet się nie waż tak mówić! – podała mi chusteczkę,  czule przeczesując moje włosy. – Spójrz na Krzysia Ignaczaka czy Michała Winiarskiego. Mają kochające żony i urocze dzieci, dlaczego w naszym przypadku tak nie miałoby być?
- Pewnie dlatego, że nie mają w rodzinie Leona Bartmana. – uśmiechnęłam się przez łzy.
Do naszych uszu dotarł trzask sąsiednich drzwi i po chwili do kuchni zawitał umorusany Alex.
- Mamo, co za mohera tym razem ugościłaś… - zamilkł, widząc moją osobę. – Siostra?! A ty tu skąd?
- Wybacz, braciszku, ale tymczasowo będziesz musiał mnie ugościć w naszym byłym wspólnym pokoju.
- A nie powinnaś być teraz u Zbyszka?
No tak, i całą historię trzeba było opowiadać na nowo, w bonusie do tej jakże melancholijnej rozmowy dołączył także tato. Głowę jednak zaprzątało mi coś zgoła innego. Co miał ma myśl jego ojciec, mówiąc o problemach sprzed paru lat?

Bartman obudził się z mega kacem i pustynią w gardle. Miał kompletny wymaz pamięci, jeśli chodzi o wczorajszy dzień, a przynajmniej jego późniejszą część. Z przerażeniem podskoczył na kanapie, słysząc huki i piski Bobka dochodzące z kuchni. Przełknął głośno ślinę. Włamywacz? Już nie z taki rzeczami sobie w życiu radził!
Na palcach zakradł się do kuchni, chwytając w rękę pierwszy lepszy wazon. Wziął głęboki oddech i z rosnącą adrenaliną rzucił się na przeciwnika.
- Fajnie tak okradać skacowanego, co nie?! – wydarł się, odwracając głowę potencjalnego złodzieja. – Kubiak?!
- Nie kurwa, święty Mikołaj! Szykuję dla ciebie śniadanie, a ty mi się tak odwdzięczasz? Szczęście, że nie zaatakowałeś mnie tą kupą szkła! – wiercił się na podłodze Michał, cały nabuzowany.
- Przepraszam, stary, nie wiedziałem, że to ty. Skąd się tu w ogóle wziąłeś? -  Zbyszek podał mu rękę, przywracając przyjaciela do pozycji pionowej.
- Wpuściłeś mnie, częstowałeś alkoholem, bawiłeś się w baletnicę w salonie. Nic nie pamiętasz?
- No… nie za bardzo. – podrapał się za uchem zielonooki, dopiero w tym momencie sobie uświadamiając, jaki syf panuje dookoła. – Ja pierdzielę, przeszło tu tornado?
- A owszem,  o nazwie ‘’Nawalony Bartman” – zakpił Kubiak, wsypując do miski szczekliwego Yorkshire’a należy mu posiłek. – O psie najwidoczniej też zapomniałeś, śmierdząca niespodzianka przy stole na ciebie czeka.
Zajebiście.  – Zbyś dorwał butelkę z wodą, pochłaniając całą zawartość w ciągu kilku sekund. – Ale mi łeb napierdala.
- To weź jakieś medykamenty, podróż nas czeka – wyszczerzył się Kubiak, szykując kumplowi kanapki na drogę.
- Jaka znowu podróż, do cholery?! Ja tu muszę najpierw posprzątać!
- Oj tam, posprzątasz, jak wrócimy. Ewelina prosiła mnie, abyś do niej przyjechał i z nią porozmawiał.
- Też sobie ciocię dobrą radę wybrała – zaśmiał się cynicznie Bartman, żłopiąc kolejne litry źródlanej.
- Rozumiem, że nie jesteś w nastroju, ale taka pogadanka może ci pomoże? Nigdy nie wiesz, kiedy słowa drugiego człowieka zadziałają kojąco na twoją psychikę.
- Ogranicz harlequiny, Misiek. – bąknął Zbyszek, wdziewając bawełnianą bluzę. –  A jak to będzie jakaś gadka szmatka to osobiście obije ci ryj, jasne?
- Jak słońce – Michał uśmiechnął się łobuzersko, przeczesując włosy palcami.
Do szpitala dotarli po dwóch kwadransach. Kubiak pozostał na czatach w samochodzie, Bartman natomiast skierował się do wejścia. Głowa mu pulsowała od natłoku przybywających myśli. Bez chwili zawahania spojrzał na wejście od sali, gdzie leżała jego kobieta. Minęła zaledwie doba, a miał wrażenie, jakby nie widział Olszewskiej całe dekady. Poprawiając fryzurę, bez pukania wtargnął do pomieszczenia, w którym przebywała Ewelina. Blondynka siedziała na szpitalnym łóżku, bawiąc się kosmykami włosów.
- Witaj, Zbyszku – przywitała się smutnym głosem, wskazując na miejsce obok siebie.
- Cześć – odparł sucho i usadowił się pół metra od Piotrowskiej.
- Wszystko w porządku? – wyczuła zdenerwowanie, a zarazem melancholię w jego głosie.
- A co ma być w porządku? Życie mi się pierdoli! – wyrzucił z siebie, skubiąc kryształki przyczepione do zegarka.
- Nie tobie jednemu – wyszeptała, patrząc na zielonookiego z politowaniem.
- Co ty możesz o tym wiedzieć?! To nie od ciebie odeszła ukochana osoba, zraniona przez własnego rodziciela! Nic nie wiesz! Wiedziałem, że ten przyjazd od początku był skazany na porażkę! – nabuzowany Zbyszek z impetem podniósł się z krzesła i skierował do wyjścia.
- Jak to jest, zmienić się tak diametralnie? – walnęła prosto z mostu, czekając na jego reakcję.
- Co masz na myśli?
- No wiesz, przerzutka z całej grupy samic na tę jedną jedyną?
Oparł głowę o ścianę, dysząc ciężko. Tak bardzo starał się tamten czas zakluczyć, zamazać w pamięci. Ale jak mógł tego dokonać, skoro na każdym kroku każdy mu to wypomina?
- Przede mną nie musisz tego ukrywać. Łączy nas o wiele więcej, niż ktokolwiek jest w stanie sobie wyobrazić. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz