sobota, 27 października 2012

Rozdział dwudziesty.


Siedzę na parapecie z kubkiem zielonej herbaty w obu dłoniach i obserwuję, jak Zbyszek, korzystający z okazji, iż na dworze temperatura podskoczyła do dwudziestu stopni, szoruje swoje auto. Sam przy okazji też się nieco zmoczył, biedaczyna nie założył okularów ani soczewek, przez co skończyło się na potknięciu o węża ogrodowego i bardzo ładnym wyrżnięciu na uwaloną od piany maskę samochodu. Na całe szczęście finiszował tylko na czarnym Megane, a nie poprzez wywinięcie orła i zgubienie tych śnieżnobiałych zębów niczym z reklamy pasty Colgate. Wybuchnęłam śmiechem, a lekko uchylone okno doniosło mój chichot do poszkodowanego, który zwieńczył to wszystko puszczeniem do mnie perskiego oka i zrzuceniem mokrej koszulki. Dobrze, że miał pod spodem bokserkę, bo widoczek półnagiego Zibiego wywołałby u naszej sąsiadki Moniki coś w stylu psychicznego orgazmu. Rudowłosa jest nim okropnie zauroczona, jeśli tylko spotkają się w tym samym czasie, on na naszym ogrodzie, ona na swoim, dostaje głupawki i ma radochę jak przy zbieraniu porzeczek. W sumie nie ma się co dziewczynie dziwić, być sąsiadką reprezentanta Polski w siatkówce to nie byle jaka rzecz. Jednak te słodkie oczka mogłaby sobie darować, czasami mam ochotę wziąć łopatę i, mówiąc kulturalnie, walnąć ją w ten rudy łeb.
Zeskakuję z parapetu i kieruję się w stronę kuchni, po drodze, co już jest moją codzienną tradycją, wpadając na wieszak na kurtki. Mieszkam u Bartmana już od kilkunastu dni, a ciągle nie mogę zapamiętać, że ten drewniany słup tu stoi. Nie zdziwcie się, jak któregoś dnia wydłubię  sobie na jednym z wieszaków oko.
Usadawiam swój tyłek na kuchennym taborecie, sięgając po czwartego w dniu dzisiejszym banana. Przeraża mnie ilość pochłanianego przez siebie jedzenia, ostatnio zaczęłam jeść więcej niż Zbyszek. Według mojej mamy i położnej podczas ciąży to zupełnie normalne, jednak wizja słonicy, jaką niedługo się stanę, wcale nie jest mi na rękę. Słowa ukochanego również nie pomagają, za każdym razem, gdy marudzę, że moje kształty w niedalekiej przyszłości ulegną kategorycznej zmianie, on jedynie cmoka mnie w skroń i słodzi, że zapewne będę wyglądała przepięknie. Jasne, niech uważa, żebym mu nie uwierzyła.
Przebiegam wzrokiem po blacie i zawieszam go na ramce ze zdjęciem. Chwytam ją w dłoń i przejeżdżam paznokciem po szybce, uśmiechając się pod nosem. Dwóch facetów na tropikalnej plaży. Szatyn wspinający się po pniu palmy i brunet asekurujący go z dołu. Misiek i Zbyszek.
Kubiak od pamiętnego dnia, w którym kłamstwa Eweliny wyszły na jaw, nie odzywa się do nas. Zibi wielokrotnie próbował się do niego dodzwonić, jednak w telefonie można było usłyszeć jedynie charakterystyczny głos sekretarki: "Abonent czasowo niedostępny". Przyjechać do szpitala także nie wypada po tym wszystkim, zapewne i tak nie zechce nas widzieć. Informacje o jego stanie otrzymujemy od mojego brata, któremu Misiek najwidoczniej ufa jako jedynemu. Bartman ma teraz żal do siebie, że mu o tym wszystkim nie powiedział. Niby się uśmiecha i żartuje, ale po oczach da się rozczytać, że brakuje mu przyjaciela. Nie tylko jemu, ja również tęsknię za doprowadzającymi do szału docinkami na nasz temat i bobrowymi uśmiechami. I taki stan pewnie będzie trwał jeszcze długo, bo Misiek nie ma zamiaru z nami rozmawiać, a my nie mamy żadnego wytłumaczenia, dlaczego pozwoliliśmy, aby cierpiał. Kiepscy z nas kumple, wręcz żałośni.

Sobotni poranek. Promienie słoneczne wpadają do sypialni, prosto na moją twarz. Ostrożnie przewracam się na drugi bok, otwierając oczy. Mój zielonooki ukochany podczas snu wygląda jeszcze bardziej seksownie niż zwykle. Układam głowę na torsie Zbyszka i delikatnie głaszczę jego skórę na brzuchu.
- Misiek, odwal się - mówi przez sen i przekręca się tak, że praktycznie przygniata mnie ciężarem swojego ciała. Jeśli go jakoś nie zepchnę, zwrócę wczorajszą kolację. Przykładam obie dłonie do klatki piersiowej i staram się ściągnąć z siebie bruneta. Na marne, jest za ciężki.
- Zibi? - szepczę mu do ucha melodyjnym głosem. Nic. Sen to ma chłop twardy. - Kochanie? - próbuję ponownie. Słowami raczej do niego nie dotrę, trzeba spróbować czynem. Ręką sięgam do zielonych bokserek, chwytając przez materiał za przyrodzenie. A on co? Wymruczał pod nosem: " O, jak przyjemnie". WTF?!
- BARTMAN! - wydarłam się na cały głos uznając, że innego sposobu na obudzenie go nie ma. Poskutkowało. Podniósł głowę, patrząc na mnie zaspanymi oczami, a następnie skierował swój wzrok na dolne partie ciała. No tak, moja dłoń nadal tkwiła na jego męskości.
- Próbowałaś zrobić mi dobrze podczas snu? - uśmiechnął się łobuzersko.
- Chciałam Cię po prostu obudzić, erotomanie - odparłam, delikatnie się rumieniąc.
- Takie pobudki to ja poproszę codziennie! - złapał się ramy łóżka, 'wisząc' nade mną.  - To chyba powinienem się odwdzięczyć - poruszył charakterystycznie brwiami i przykleił się do moich ust. Przygryzanie mojej dolnej wargi i penetrowanie wnętrza ust językiem sprawiło, że kobiece potrzeby dawały o sobie znać. Jeśli pójdzie tak dalej, sama zostanę seksoholiczką. Poczułam przypływ zdrowego myślenia, kiedy dłońmi błądził po moim tyłku.
- Zibi, pohamuj swoje samcze zamiary! - wydyszałam. Za późno, jego palce i tak zawędrowały za daleko.
- Jesteś mokra - stwierdza i brnie w erotycznych podbojach dalej. Nie no, tak nie może być! Wyślizguję się z łóżka, ku zdziwieniu Bartmana.
- Żadnego seksu przed śniadaniem! - kwituję, krzyżując ręce.
- Dlaczego? - układa usta w podkówkę, a po chwili w cwaniacki uśmieszek. - I tak wiem, że byś doszła.
Chwytam w dłoń poduszkę i zaczynam okładać go po głowie. Bezczelny. Może i szczery, ale mimo wszystko bezczelny.
- Szkoda maluszku, że nie możesz zobaczyć, jakiego masz ojca! Z takimi zapędami do pornola przyjęliby go z otwartymi ramionami! - mówię sarkastycznie, gładząc się po zaokrąglonym brzuchu. Zakładam szlafrok i wychodzę do kuchni, zostawiając Zbyszka samego. Wyciągam z lodówki pomidora oraz nabiał, a następnie kilka skibek chleba z chlebaka. Do pustej szklanki wrzucam torebkę herbaty i włączam elektryczny czajnik. Po chwili słyszę trzaskanie drzwiami od łazienki i szum wody. Oho, chyba się wkurzył. Może trochę przesadziłam z tym tekstem dotyczącym filmu erotycznego.
Zalewam szklankę gorącą wodą i rozpoczynam poszukiwania Nutelli. Przekopuję wszystkie szafki, znajdując ją w tej najbliżej piekarnika. Jednak to nie słoik masła orzechowego najbardziej zwraca moją uwagę, a psie żarcie, upchnięte na dolnej półce. Zaraz, zaraz, czy ja tu w ogóle widziałam hałaśliwego yorka? Gdzie jest Bobek, do cholery?!
Moje rozmyślania przerywa dzwonek do drzwi. Patrzę na zegarek. Dochodzi dziewiąta. Kogo niesie o tak wczesnej porze? Udaję się w stronę wejścia, z każdym kolejnym krokiem słysząc cichutkie piski. Przekręcam klucz i zamieram, tak jak osoba po drugiej stronie. A ta osoba to nikt inny, jak pan senior Bartman. I oczywiście skomlący piesek.
- Razem z żoną zastanawialiśmy się, dlaczego nasz syn nie przyjechał od tak długiego czasu po Bobka. Teraz już znam powód - mówi oschle i przechodzi przez próg, puszczając yorka, który zaczyna biegać po domu jak szalony. Rozgląda się po korytarzu, w końcu wbijając wzrok we mnie.
- Kim pani w ogóle jest? - pyta dosyć ostro, aż kolana się pode mną ugięły.
- Natalia Olszewska, dziewczyna Zbyszka - wyciągam rękę w jego stronę, jednak on wcale nie zamierza jej uścisnąć.
- Dziewczyna, powiadasz.  - przymruża oczy. - Gdzie jest Zbigniew?
Nie muszę go wołać, po chwili sam zainteresowany pojawia się, owinięty w ręcznik.
- Tata? Co tu robisz?
- Przywiozłem ci psa, gdyż najwyraźniej byłeś tak zajęty, że o nim zapomniałeś. Ale najwidoczniej mamy do pogadania. - patrzy na mnie. - Nie mówiłeś, że masz kobietę.
- Dotychczas nie było okazji, jesteśmy razem od prawie dwóch miesięcy.
- Bardzo krótki okres czasu, naprawdę. - odpowiada sarkastycznie. - Poza tym, sądziłem, że gustujesz w bardziej szczupłych dziewczynach. - próbuje mnie obrazić? Nie moja wina, że przez ciążę się zaokrąglam.
- Tyję, bo spodziewam się dziecka - odpieram, nie zdając sobie sprawy z popełnionego przez te słowa błędu.
Tym razem pan senior Bartman mierzy kipiącym złością wzrokiem Zbyszka.
- W coś ty się synu wpakował? Zdurniałeś do reszty, czy ta dziewczyna zrobiła ci wodę z mózgu? - zabolało.
- Tato, jestem dorosły i gotowy na założenie rodziny!
Reakcja pana Leona jest dla mnie niezrozumiała. Tak po prostu wybucha śmiechem.
- Gotowy? Chłopie, słyszysz, co mówisz? Nie pamiętasz, jakie mieliśmy z tobą problemy jeszcze kilkanaście miesięcy temu? Po tym wszystkim, co się wtedy działo uważasz, że potrafisz związać się z jedną kobietą na stałe? - chwila, o czym on w ogóle mówi?
- Zmieniłem się, tamten Zibi nie powróci - broni się, głaskając Bobka.
- Skąd masz pewność? Po rozstaniu z Kaśką zabawiałeś się tak prawie dwa lata. A teraz co? Po zerwaniu zaczniesz wciągać prochy? - krzyczy senior Bartman.
- Nie zostawię Natalii, kocham ją, będziemy mieć malucha, nie potrafisz tego zaakceptować?
- Znam cię bardzo dobrze i wiem, że prędzej czy później zrobisz jej jakieś świństwo, albo ona tobie. Nie widzisz, co się dzieje? Pooglądaj ostatnie swoje występy klubowe. Grasz beznadziejnie. Chcesz wylecieć na zbity pysk z klubu i reprezentacji? A proszę bardzo!
- Czyli będziesz szczęśliwy, gdy będę sam jak ten pierdolony palec?! - teraz t0 Zibi zaczyna się wydzierać.
- Uważam, że teraz powinieneś się skupić na siatkówce, a nie rodzinie. Jesteś w okresie, kiedy możesz zdobywać szczyty siatkarskie, a to marnujesz przez jakąś miłostkę!
Stoję z boku i obserwuję całą tą wymianę zdań, czując rosnącą gulę w gardle. W końcu podejmuję decyzję. Kieruję się do sypialni, wyciągam torbę i pakuję swoje rzeczy. Po chwili pojawiam się w korytarzu, zakładając buty.
- Kochanie, co ty robisz? - Zbyszek przerywa na moment kłótnię z ojcem i spogląda na mnie.
- Wyprowadzam się. Twój tata ma rację. Tylko stoję na drodze do rozwoju twojej kariery.
- Co? To nieprawda!
- Dobrze wiesz, że takie są fakty. Przemyśl to, naprawdę.
- Natalia, proszę - chwyta mnie za ramiona, patrząc zielonymi tęczówkami przepełnionymi bólem. Nawet magia jego oczu w niczym tutaj nie pomoże.
- Cześć, Zibi - czule przywieram swoje wargi do jego, delikatnie błądząc palcami w ciemnych włosach. - Żegnam pana - kieruję te słowa do seniora Bartmana i wychodzę, zatrzaskując za sobą drzwi. Będąc już na zewnątrz słyszę podniesiony głos Zbyszka: " Zadowolony jesteś, kurwa?!" i tłuczenie szkła, zapewne wazonu stojącego na korytarzowym stoliczku. Idąc w stronę przystanku autobusowego już nie kryję łez. Pozwalam im płynąć po moich policzkach strumieniami.


- Niech pan poruszy.  Czuje pan jakiś ból? - siostra oddziałowa zamęczała Kubiaka pytaniami już od dobrych kilku minut.
- Wszystko jest w porządku - odparł Misiek, machając uwolnioną od gipsu nogą.
- Jest pan pewien?
- Niech się siostra o mnie nie martwi, za kilka dni wracam na Śląsk, moi klubowi rehabilitanci się mną zaopiekują.
- Po prostu boję się, że wyjdzie pan na ulicę i od razu wyrżnie się o krawężnik.
- Spokojnie, na brak koordynacji nie narzekam - odpowiedział roześmiany Michał.
- A co z transportem do domu? Przyjedzie ktoś? - pielęgniarka zadawała kolejne pytania z szybkością karabinu maszynowego.
- Wezmę taryfę. - podniósł tyłek z kozetki. - Mogę już iść?
- Oczywiście.
- Kupiłbym jakieś kwiaty w podziękowaniu za opiekę, ale niestety, nie było mi dane ruszyć się ze szpitala. Do widzenia. - posłał zarumienionej już siostrze jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów i ruszył do sali, aby zabrać z niej rzeczy. Kroczył korytarzem, stawiając coraz odważniejsze kroki. Miło było w końcu chodzić o własnych siłach. Teraz jedynie rehabilitacja w Żorach i będzie mógł powrócić do gry. Oby ten czas zleciał jak najszybciej.
Pakując ubrania do klubowej torby, usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, a do jego nozdrzy dotarł zapach tak dobrze mu znanych kobiecych perfum.
- Mogę na momencik?
Odwrócił się gwałtownie w stronę blondynki, podpartej na kuli.
- O co chodzi? - zapytał oschle, przerzucając bluzę przez ramię.
- Chciałam cię przeprosić, za wszystko. Zapewne uważasz mnie za typową bezuczuciową sukę i masz rację. Naprawdę, gdybym mogła ci to wszystko wytłumaczyć... Z resztą, i tak byś pewnie nie zrozumiał.
Michał stał jak kołek, wpatrując się w unoszącą klatkę piersiową Eweliny.
- Ale przede wszystkim mam do ciebie jedną prośbę - zaczęła ponownie.
- Mów.
- Czy mógłbyś poprosić Bartmana, żeby do mnie przyjechał?
Skrzyżował ręce, prychając.
- A co, jemu też chcesz zrobić wodę z mózgu i zepsuć związek? - warknął.
- Nie wrócę do tamtego stylu życia. Chcę z nim porozmawiać. Tylko on będzie mógł mi pomóc.
Kubiak oniemiał, słysząc te słowa.
- Jak Zibi ma ci pomóc? Poza tym, nie rozmawiamy ze sobą, dla mnie utracił status przyjaciela.
- Michał, Zbyszek chciał dla ciebie dobrze. Odpowiedz sobie szczerze, czy gdyby powiedział ci całą prawdę o mnie, uwierzyłbyś?
Spuścił wzrok w parkiet, wyłamując palce.
- Nawet bym nie próbował - bąknął.
- Sam widzisz. Całą odpowiedzialność biorę na siebie i czuję się okropnie, że zniszczyłam waszą przyjaźń. Proszę cię, pogódź się z nim. To ostatnia rzecz, jaką możesz dla mnie zrobić. Obiecuję, że zniknę z twojego życia raz na zawsze. - patrzyła na niego niebieskimi tęczówkami przepełnionymi goryczą.
Misiek mimo całego zamieszania nie potrafił żyć bez Zbyszka. Kto by się z nim droczył przez te następne lata, szalał po klubach, pocieszał, rozśmieszał, niesamowicie denerwował? Nie zamieniłby Bartmana na nikogo innego i dobrze o tym wiedział.
- Zrobię to. - uśmiechnął się delikatnie. - A teraz wybacz, muszę już iść. - ostatni raz spojrzał na Ewelinę. Choćby chciał, nigdy o niej nie zapomni.
- Żegnaj - odparła, odprowadzając go wzrokiem.

Michał pchnął główne drzwi. Założył okulary przeciwsłoneczne na nos, gdyż słońce niesamowicie raziło po oczach. Trzymając torbę w ręku, skierował się na najbliższy postój taksówek. Wsiadł do pierwszej lepszej, rzucając obok siebie bluzę.
- Gdzie jechać? - zapytał taksówkarz kończący swój lunch.
- Na Ursynów, powiem panu, w którym momencie się zatrzymać.
Stojąc przed furtką od bartmanowego domu, wziął kilka głębokich oddechów. Bał się reakcji przyjaciela? Być może. Nieco drżącą ręką pociągnął za klamkę i szedł w kierunku wejścia, szurając butami. Nacisnął dzwonek, czując rosnące podenerwowanie. Z wnętrza mieszkania dało się usłyszeć jedynie denerwujące szczekanie Bobka. Po chwili w drzwiach pojawił się ledwo trzymający się na nogach Zbyszek.
- Czeeeeeść Misieeek! - zaciągnął, rzucając się na przyjaciela.
- Stary, co z Tobą? Uwaliłeś się w trupa! Gdzie Natalia?
Na dźwięk jej imienia zauważalnie posmutniał.
- Znasz tę bajeczkę, w której ojciec spierdolił synowi życie?
- Chyba nie - odparł zdezorientowany Michał.
- To zaraz ją poznasz. Weeeeelcome to my world! - bąknął Zibi, pociągając Kubiaka do środka.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jeżeli czytasz, pozostaw po sobie chociażby króciutki komentarz. O wiele przyjemniej się pisze kiedy wiem, że mam dla kogo to robić.

Dziękuję za wszystkie ciepłe słowa pod poprzednim rozdziałem. ;* Oddaję do waszej oceny kolejny.
Jak to się mówi? No tera to dojebałam. Co do Kubiego - na najbliższą przyszłość macie moje zapewnienie, że żadna żmija go nie skrzywdzi. Natomiast para Bartman - Olszewska to zupełnie inna para kaloszy. Pan Leon nieźle dał w palnik i łatwo nie odpuści. Na dodatek koleżka Marcinek także zacznie maczać w tym wszystkim swoje paskudne paluchy. ;) Niektóre z was zapewne będą się zastanawiały, co też zielonooki nawyczyniał w przeszłości. Zobaczycie, Zibi ma sporo za uszami. ;) A Monika to takie fikcyjne odzwierciedlenie mnie, gdybym miała sąsiada siatkarza. :D
Następny fragmencik? Szczerze mówiąc, nie wiem, postaram się w przyszłym tygodniu. Mój 'mąż' wrócił i zapewne dupę mi przetrzepie. :D
Sezonie reprezentacyjny, czekamy! ;)
Z góry przepraszam za wszelkie literówki.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz