sobota, 27 października 2012

Rozdział czternasty.


Znajduję się w jakimś nieznanym miejscu. Moje oczy paraliżują kolorowe światła, mające swe źródło gdzieś na suficie. Mimowolnie je przymykam. Do uszu dociera dudniąca muzyka. Obserwuję kilka dziewczyn zmysłowo kręcących biodrami, wyginających swe ciało na wszystkie strony i ocierających się o zupełnie obcych facetów. Dookoła panuje ścisk, każdy wczuwa się w rytm piosenki, klaszcząc i wymachując rękoma. Po chwilowym szoku otrząsam się, uświadamiając sobie, że trafiłam na jakąś nocną dyskotekę. Jednak jakim cudem? Nie przypominam sobie, żebym gdziekolwiek ruszała się z mieszkania. 
Przeciskając się między tłumem tańczących ludzi, trącając co niektórych ramionami, docieram do baru. Nie zwracam uwagi na przekleństwa rzucane w moją stronę. Siadam na taborecie i rozglądam się z niemałym przerażeniem. Okrążając wzrokiem całe pomieszczenie, zauważam go, a moje oczy same zachodzą łzami. Stał pod ścianą z jakąś blondyną. Dziewczyna kąsała jego szyję, on natomiast krążył dłońmi po jej szczupłym ciele, zatapiając swe usta w burzy blond włosów. Nawet nie zauważyłam, w którym momencie nogi poniosły mnie w tamtą stronę.
- Zbyszek? - oderwał się od blondynki, patrząc na mnie i uśmiechając się sztucznie. - Co to ma znaczyć? - gula w moim gardle rosła do gigantycznych rozmiarów.
- Jak to co? Po prostu znalazłem sobie inną pannę do zabawy, ile w końcu można sypiać tylko z jedną? 
Dziewczyna zmierzyła mnie wzrokiem, prychając pod nosem.
- Ale mówiłeś, że chcesz być tylko ze mną, że tylko ja się dla Ciebie liczę... - słona woda ciekła po moich policzkach strumieniami.
- I Ty w to uwierzyłaś? Naiwna i głupia jesteś, kochanie - przeszywał mnie swoimi zielonymi tęczówkami. - Z nami koniec, definitywnie. 
- Zjeżdżaj mała, chcemy dokończyć przyjemności - usłyszałam niemiły ton blondyny, po czym ironiczny śmiech obojga.
Wybiegłam z klubu, pchając po drodze kilku wysokich facetów, którzy oskarżali mnie o brak kultury. Miałam to wszystko w nosie, chciałam znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. Biegłam przed siebie, nie zważając na lejący jak z cebra deszcz i meneli, chwytających mnie za ręce i ubrania. W pewnym momencie zahaczyłam obcasem o krawężnik, straciłam równowagę i wpadłam prosto pod koła pędzącego samochodu.

Obudziłam się z krzykiem, cała mokra od potu, ze łzami na twarzy. Gwałtownie się podniosłam i oparłam na łokciach, co nie było zbyt inteligentnym rozwiązaniem, gdyż we znaki dało się wczorajsze picie w postaci silnego bólu głowy. Rozejrzałam się wkoło, aby się upewnić, że jestem u siebie.
" To był tylko zły sen" - pomyślałam, po czym spojrzałam na zegarek. Parę minut zostało do godziny siódmej, a o ósmej rozpoczynały się wykłady. Opuściłam łóżko i skierowałam się do łazienki, zabierając po drodze czyste ubrania. Po wejściu do pomieszczenia obłożonego kafelkami, spojrzałam w lustro. Wyglądałam jak siedem nieszczęść - kosmyki włosów poprzylepiane do twarzy, a oczy zaczerwienione od wylanych słonych kropel wody. Weszłam pod prysznic, puszczając na swoje ciało gorącą wodę, która różnorodnymi strumieniami ściekała po nim. Umyłam włosy, a następnie porządnie namydliłam się truskawkowym mydłem, aby po chwili spłukać jego osad. Po założeniu na siebie uszykowanych wcześniej ciuchów, sięgnęłam po suszarkę. Obserwowałam, jak gorące powietrze rozdmuchuje ciemne pasma w każdą stronę. Przed wyjściem na uczelnię łyknęłam tabletkę, aby ból głowy nieco ustąpił i nie ciążył mi podczas zajęć. Chwyciłam torbę do ręki i zatrzasnęłam za sobą drzwi.

Jak się okazało, to nie pulsująca głowa była moim największym problemem. Przed oczami non stop widziałam Zbyszka miziającego się z blondynką, który potem z wielką obojętnością mówi mi, że to koniec. 
" Dziewczyno, opanuj się, to tylko wytwór Twojej wyobraźni!" - starałam sobie to wmówić, jednak mozolnie mi to szło. Miałam przeczucie, że coś takiego jest możliwe w najbliższej przyszłości. Zdurniałam już do reszty, czy co? Wiele kobiet ocenia Bartmana jako flirciarza, bajeranta, psa na baby, nie wiedząc, jaki jest naprawdę. Może i dawniej zabawiał się  pannami, ale teraz byłam pewna, że tamten Zibi nie powróci. Dojrzał i zmężniał, stał się bardziej zdecydowany w uczuciach. No to dlaczego, do cholery, tamten widok ze snu niepotrzebnie zaprzątał moją głowę?
Wykłady przeleciały w zawrotnym tempie, pewnie dlatego, że w ogóle nie skupiałam się na tym, co mówią profesorowie. Co gorsze, nawet nie słuchałam wywodów przyjaciółek na temat jakiś przystojnych facetów, co było głównym tematem ich rozmów. 
Po zajęciach, nie wracając do mieszkania, od razu skierowałam się na przystanek tramwajowy. Obiecałam odwiedzić Miśka i taki miałam zamiar. Wsiadłam do tramwaju, który zawiózł mnie praktycznie pod sam szpital, wystarczyło tylko przejść na drugą stronę ulicy. Krocząc korytarzami, kiwałam na powitanie pielęgniarkom, które zajmowały się mną w niedalekiej przeszłości. Kiedy wreszcie trafiłam na oddział Michała, szybkimi krokami pokonywałam odległość do drzwi jego sali. W momencie, kiedy miałam zamiar pociągnąć za klamkę, wejście się otworzyło, a na mnie wpadł nie kto inny, jak najukochańszy braciszek, oblewając mnie sokiem, który trzymał na tacce. Szczęście, że druga szklanka była pusta.
- Kurwa, uważaj! - wymsknęło mi się. Czułam, jak pomarańczowy płyn przenika przez materiał mojej bluzki. 
- Moja wina? Zaskoczyłaś mnie! - tłumaczył się.  - Nie wygląda to zbyt optymistycznie... - spojrzał na wielką plamę.
- No co Ty nie powiesz! - miałam ochotę mu przywalić. 
- Spokojnie, Misiek da Ci jakąś koszulkę.
Może i będę wyglądała, jakbym chodziła w worku, ze względu na różnicę w budowie ciała, jednak nie widziałam w tym momencie innego wyjścia.
- Dobra, to Ty wejdź do środka, ja idę odnieść szklanki do kawiarenki - brat ominął mnie zgrabnym ruchem, odblokowując wejście.
Przekraczając próg, zobaczyłam Miśka uśmiechniętego od ucha do ucha. Podeszłam do niego i cmoknęłam go w policzek.
- Widzę, że miałaś małe zderzenie z moim sokiem. - roześmiał się i oblizał wargi. - Aż mi się pić zachciało. To co, mam to teraz z Ciebie zlizać?
- Debil. - pieszczotliwie rozczochrałam jego włosy.  - Pożyczysz jakąś bluzkę? - spojrzałam na niego błagalnym spojrzeniem.
- No pewnie, czego się nie robi dla przyjaciół.  - uśmiechnął się promiennie.  - Poszukaj w torbie.
Zaczęłam w niej szperać, aż w końcu trafiłam na zwyczajną białą koszulkę.
- Wyglądasz coraz lepiej. Kiedy Cię wypuszczają? - zapytałam, rozglądając się po sali w poszukiwaniu jakiegoś ustronnego miejsca, w którym mogłabym się przebrać. Niestety, owego nie znalazłam. W tym samym momencie powrócił Alex.
- Jeszcze kilka dni zostaję tutaj, potem rozpoczynam rehabilitację w Jastrzębiu. Tęsknię za boiskiem, ale jeszcze sporo czasu będę musiał je oglądać z bocznego profilu...
- Szybko zleci. - wtrącił się mój brat.  - A Ty siostra, co się tak patrzysz na boki? Wstydzisz się przy nas przebrać?
- Nie, skąd - zaczerwieniłam się nieco.
- No chyba stanik masz pod spodem? - zapytał Michał.
- Wiesz, nigdy nie wiadomo - dodał Alex, za co oberwał w ucho. 
Odeszłam kilka kroków, zrzuciłam z siebie brudną koszulkę i założyłam świeżą. W międzyczasie usłyszałam pogwizdywanie z ich strony.
- Jakby Zbychu się dowiedział, że zmuszamy Cię do striptizu, pewnie by nas zamordował - roześmiał się Kubiak.
Słysząc jego imię, uśmiech momentalnie zniknął z mojej twarzy. Senne wspomnienia wróciły z podwojoną siłą.
- Ej, wszystko okej? - brat lekko mną potrząsnął.
- W porządku - skłamałam.
- Widziałem, jak zareagowałaś, gdy wymieniłem to imię. Mów, pokłóciliście się? - dopytywał Misiek.
- Nie, nie o to chodzi. Po prostu miałam okropny sen, który wciąż mnie męczy.
- I to Cię tak boli? Przecież to wytwór wyobraźni. - odparł brat.
- Próbuję sobie to wmówić od rana, ale ciężko mi idzie. Mam takie wrażenie, jakby to była rzeczywistość.
- A co dokładnie Ci się śniło? - Kubiak nie krył zainteresowania.
- Dyskoteka, mnóstwo zupełnie obcych ludzi i on, zabawiający się z jakąś blondynką. Najbardziej zabolały jednak jego słowa, powiedział, że mu się znudziłam i że z nami koniec... - głos zaczął mi się łamać.
- Natka, nie przejmuj się, Zibi nigdy Ci takiego świństwa nie zrobi, zapewniam Cię - Michał złączył swoją dłoń z moją. Odpowiedziałam szczerym uśmiechem.
Alex otwierał usta z zamiarem dopowiedzenia czegoś, lecz w tym samym momencie do sali wpadł lekarz. Wyglądał, jakby odkrył lekarstwo na nieuleczalną chorobę.
- Panie Kubiak, odwiedzał Pan wczoraj anonimową pacjentkę? - zapytał z iskierkami w oczach, mając na myśli blondynkę.
- Tak, a co? - Misiek gwałtownie się podniósł.
- To chyba możemy nazwać Pana chodzącym cudotwórcą. Stan dziewczyny uległ niewiarygodnej poprawie. Nie powinno nas zdziwić, jeśli lada chwila otworzy oczy.
Ta wiadomość była niczym grom z jasnego nieba. Rzuciłam się doktorowi na szyję, a następnie wyściskałam brata i zszokowanego Michała.
- Możemy ją odwiedzić? - zapytał z nadzieją.
- Oczywiście - lekarz przytaszczył stojący na korytarzu wózek i razem z Alexem posadzili na nim szatyna. 
Kierując się w stronę sali dziewczyny, poczułam wibracje w kieszeni.
- Za chwilkę dojdę - bąknęłam i odeszłam w drugą stronę, pod okno, wyciągając telefon. Serce mi mocniej zabiło. Zbyszek. Drżącymi palcami odebrałam.
- Tak?
- Cześć kochanie - wymruczał. Tylko tyle mi wystarczyło. Noc, klub, on i blondyna, te słowa, którymi mnie tak bardzo zranił. Znowu stanęło mi to przed oczami. W moim gardle pojawiła się gigantyczna gula.
- Halo, jesteś tam? - zadał pytanie. 
Nie potrafiłam wydusić z siebie słowa, oczy zaszły mi łzami. Nie wiedząc, co mam zrobić, rozpłakałam się - tak po prostu.
- Mała, co się dzieje? Coś nie tak z Miśkiem albo blondynką? - zapytał troskliwie.
Kiedy opowiedziałam mu sen, pociągając co jakiś czas nosem, zamilkł na chwilę.
- Naprawdę sądzisz, że mógłbym zrobić Ci coś takiego? - w jego głosie dało się wyczuć nutkę smutku. Najwidoczniej to odebrał jako brak zaufania z mojej strony.
- Skąd... - wyjąkałam. - Po prostu to było takie realistyczne - znowu wybuchnęłam płaczem.
- Nats, przestań płakać i posłuchaj: Kocham tylko Ciebie i nikogo innego. To Ty jesteś najważniejsza na świecie, za Tobą skoczyłbym w ogień, za Ciebie mógłbym oddać życie. I to się już nigdy nie zmieni, rozumiesz? Tamten Bartman, który zmieniał panny jak rękawiczki, dawno przestał istnieć, teraz zależy mi tylko na jednej kobiecie - na Tobie. 
Szczerzę mówiąc, pomógł mi tym wyznaniem.
- Kocham Cię - wyszeptałam.
- Ja Ciebie też Mała, nawet nie wiesz, jak bardzo. Przyjadę jutro wieczorem, na spokojnie porozmawiamy, dobrze?
- Jasne - odparłam nieco pewniejszym głosem.  - Wybacz, ale muszę kończyć, stan blondynki się poprawił, lekarze uznają to jako cud.
- Naprawdę? - niewątpliwe, że się ucieszył. - To wspaniale, teraz tylko patrzeć, aż oboje będą zdrowi jak ryby. W takim razie nie zatrzymuję Cię, pozdrów wszystkich, jutro się widzimy. 
- Pewnie, do zobaczenia - wcisnęłam czerwoną słuchawkę i weszłam do sali, gdzie siedzieli już Misiek z Alexem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jeżeli czytasz, pozostaw po sobie chociażby króciutki komentarz. O wiele przyjemniej się pisze, kiedy wiem, że mam dla kogo to robić.

Dziękuję za wszystkie ciepłe słowa pod poprzednim rozdziałem. ;* Pozostawiam do Waszej oceny kolejny.
Szczerze mówiąc, moja opinia o nim jest taka: " Szału nie ma, dupy nie urywa". Z początku miał być zupełnie o czym innym, jednak motyw ze snem był według mnie ciekawszy. 
Wreszcie ograniczyłam erotykę, zaczynam robić postępy. :D Chociaż pewnie w kolejnych rozdziałach się to zmieni, ale co tam. :D
Następna część w przyszłym tygodniu. ;)
No to zaczynamy fazę play- offów. Do boju, Jastrzębie! ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz