Znajduję się w jakimś
nieznanym miejscu. Moje oczy paraliżują kolorowe światła, mające swe źródło
gdzieś na suficie. Mimowolnie je przymykam. Do uszu dociera dudniąca muzyka.
Obserwuję kilka dziewczyn zmysłowo kręcących biodrami, wyginających swe ciało na
wszystkie strony i ocierających się o zupełnie obcych facetów. Dookoła panuje
ścisk, każdy wczuwa się w rytm piosenki, klaszcząc i wymachując rękoma. Po
chwilowym szoku otrząsam się, uświadamiając sobie, że trafiłam na jakąś nocną
dyskotekę. Jednak jakim cudem? Nie przypominam sobie, żebym gdziekolwiek
ruszała się z mieszkania.
Przeciskając się między
tłumem tańczących ludzi, trącając co niektórych ramionami, docieram do baru.
Nie zwracam uwagi na przekleństwa rzucane w moją stronę. Siadam na taborecie i
rozglądam się z niemałym przerażeniem. Okrążając wzrokiem całe pomieszczenie,
zauważam go, a moje oczy same zachodzą łzami. Stał pod ścianą z jakąś blondyną.
Dziewczyna kąsała jego szyję, on natomiast krążył dłońmi po jej szczupłym
ciele, zatapiając swe usta w burzy blond włosów. Nawet nie zauważyłam, w którym
momencie nogi poniosły mnie w tamtą stronę.
- Zbyszek? - oderwał się
od blondynki, patrząc na mnie i uśmiechając się sztucznie. - Co to ma znaczyć?
- gula w moim gardle rosła do gigantycznych rozmiarów.
- Jak to co? Po prostu
znalazłem sobie inną pannę do zabawy, ile w końcu można sypiać tylko z
jedną?
Dziewczyna zmierzyła
mnie wzrokiem, prychając pod nosem.
- Ale mówiłeś, że chcesz
być tylko ze mną, że tylko ja się dla Ciebie liczę... - słona woda ciekła po
moich policzkach strumieniami.
- I Ty w to uwierzyłaś?
Naiwna i głupia jesteś, kochanie - przeszywał mnie swoimi zielonymi tęczówkami.
- Z nami koniec, definitywnie.
- Zjeżdżaj mała, chcemy
dokończyć przyjemności - usłyszałam niemiły ton blondyny, po czym ironiczny
śmiech obojga.
Wybiegłam z klubu,
pchając po drodze kilku wysokich facetów, którzy oskarżali mnie o brak kultury.
Miałam to wszystko w nosie, chciałam znaleźć się jak najdalej od tego miejsca.
Biegłam przed siebie, nie zważając na lejący jak z cebra deszcz i meneli,
chwytających mnie za ręce i ubrania. W pewnym momencie zahaczyłam obcasem o
krawężnik, straciłam równowagę i wpadłam prosto pod koła pędzącego samochodu.
Obudziłam się z
krzykiem, cała mokra od potu, ze łzami na twarzy. Gwałtownie się podniosłam i
oparłam na łokciach, co nie było zbyt inteligentnym rozwiązaniem, gdyż we znaki
dało się wczorajsze picie w postaci silnego bólu głowy. Rozejrzałam się wkoło,
aby się upewnić, że jestem u siebie.
" To był tylko zły
sen" - pomyślałam, po czym spojrzałam na zegarek. Parę minut zostało do
godziny siódmej, a o ósmej rozpoczynały się wykłady. Opuściłam łóżko i
skierowałam się do łazienki, zabierając po drodze czyste ubrania. Po wejściu do
pomieszczenia obłożonego kafelkami, spojrzałam w lustro. Wyglądałam jak siedem
nieszczęść - kosmyki włosów poprzylepiane do twarzy, a oczy zaczerwienione od
wylanych słonych kropel wody. Weszłam pod prysznic, puszczając na swoje ciało
gorącą wodę, która różnorodnymi strumieniami ściekała po nim. Umyłam włosy, a
następnie porządnie namydliłam się truskawkowym mydłem, aby po chwili spłukać
jego osad. Po założeniu na siebie uszykowanych wcześniej ciuchów, sięgnęłam po
suszarkę. Obserwowałam, jak gorące powietrze rozdmuchuje ciemne pasma w każdą
stronę. Przed wyjściem na uczelnię łyknęłam tabletkę, aby ból głowy nieco
ustąpił i nie ciążył mi podczas zajęć. Chwyciłam torbę do ręki i zatrzasnęłam
za sobą drzwi.
Jak się okazało, to nie
pulsująca głowa była moim największym problemem. Przed oczami non stop
widziałam Zbyszka miziającego się z blondynką, który potem z wielką
obojętnością mówi mi, że to koniec.
" Dziewczyno,
opanuj się, to tylko wytwór Twojej wyobraźni!" - starałam sobie to wmówić,
jednak mozolnie mi to szło. Miałam przeczucie, że coś takiego jest możliwe w
najbliższej przyszłości. Zdurniałam już do reszty, czy co? Wiele kobiet ocenia
Bartmana jako flirciarza, bajeranta, psa na baby, nie wiedząc, jaki jest
naprawdę. Może i dawniej zabawiał się pannami, ale teraz byłam pewna, że
tamten Zibi nie powróci. Dojrzał i zmężniał, stał się bardziej zdecydowany w
uczuciach. No to dlaczego, do cholery, tamten widok ze snu niepotrzebnie
zaprzątał moją głowę?
Wykłady przeleciały w
zawrotnym tempie, pewnie dlatego, że w ogóle nie skupiałam się na tym, co mówią
profesorowie. Co gorsze, nawet nie słuchałam wywodów przyjaciółek na temat
jakiś przystojnych facetów, co było głównym tematem ich rozmów.
Po zajęciach, nie
wracając do mieszkania, od razu skierowałam się na przystanek tramwajowy.
Obiecałam odwiedzić Miśka i taki miałam zamiar. Wsiadłam do tramwaju, który
zawiózł mnie praktycznie pod sam szpital, wystarczyło tylko przejść na drugą
stronę ulicy. Krocząc korytarzami, kiwałam na powitanie pielęgniarkom, które
zajmowały się mną w niedalekiej przeszłości. Kiedy wreszcie trafiłam na oddział
Michała, szybkimi krokami pokonywałam odległość do drzwi jego sali. W momencie,
kiedy miałam zamiar pociągnąć za klamkę, wejście się otworzyło, a na mnie wpadł
nie kto inny, jak najukochańszy braciszek, oblewając mnie sokiem, który trzymał
na tacce. Szczęście, że druga szklanka była pusta.
- Kurwa, uważaj! -
wymsknęło mi się. Czułam, jak pomarańczowy płyn przenika przez materiał mojej
bluzki.
- Moja wina? Zaskoczyłaś
mnie! - tłumaczył się. - Nie wygląda to zbyt optymistycznie... - spojrzał
na wielką plamę.
- No co Ty nie powiesz!
- miałam ochotę mu przywalić.
- Spokojnie, Misiek da
Ci jakąś koszulkę.
Może i będę wyglądała,
jakbym chodziła w worku, ze względu na różnicę w budowie ciała, jednak nie
widziałam w tym momencie innego wyjścia.
- Dobra, to Ty wejdź do
środka, ja idę odnieść szklanki do kawiarenki - brat ominął mnie zgrabnym
ruchem, odblokowując wejście.
Przekraczając próg,
zobaczyłam Miśka uśmiechniętego od ucha do ucha. Podeszłam do niego i cmoknęłam
go w policzek.
- Widzę, że miałaś małe
zderzenie z moim sokiem. - roześmiał się i oblizał wargi. - Aż mi się pić
zachciało. To co, mam to teraz z Ciebie zlizać?
- Debil. -
pieszczotliwie rozczochrałam jego włosy. - Pożyczysz jakąś bluzkę? -
spojrzałam na niego błagalnym spojrzeniem.
- No pewnie, czego się
nie robi dla przyjaciół. - uśmiechnął się promiennie. - Poszukaj w
torbie.
Zaczęłam w niej szperać,
aż w końcu trafiłam na zwyczajną białą koszulkę.
- Wyglądasz coraz
lepiej. Kiedy Cię wypuszczają? - zapytałam, rozglądając się po sali w
poszukiwaniu jakiegoś ustronnego miejsca, w którym mogłabym się przebrać.
Niestety, owego nie znalazłam. W tym samym momencie powrócił Alex.
- Jeszcze kilka dni
zostaję tutaj, potem rozpoczynam rehabilitację w Jastrzębiu. Tęsknię za boiskiem,
ale jeszcze sporo czasu będę musiał je oglądać z bocznego profilu...
- Szybko zleci. -
wtrącił się mój brat. - A Ty siostra, co się tak patrzysz na boki?
Wstydzisz się przy nas przebrać?
- Nie, skąd -
zaczerwieniłam się nieco.
- No chyba stanik masz
pod spodem? - zapytał Michał.
- Wiesz, nigdy nie
wiadomo - dodał Alex, za co oberwał w ucho.
Odeszłam kilka kroków,
zrzuciłam z siebie brudną koszulkę i założyłam świeżą. W międzyczasie
usłyszałam pogwizdywanie z ich strony.
- Jakby Zbychu się
dowiedział, że zmuszamy Cię do striptizu, pewnie by nas zamordował - roześmiał
się Kubiak.
Słysząc jego imię,
uśmiech momentalnie zniknął z mojej twarzy. Senne wspomnienia wróciły z
podwojoną siłą.
- Ej, wszystko okej? -
brat lekko mną potrząsnął.
- W porządku - skłamałam.
- Widziałem, jak
zareagowałaś, gdy wymieniłem to imię. Mów, pokłóciliście się? - dopytywał
Misiek.
- Nie, nie o to chodzi.
Po prostu miałam okropny sen, który wciąż mnie męczy.
- I to Cię tak boli?
Przecież to wytwór wyobraźni. - odparł brat.
- Próbuję sobie to
wmówić od rana, ale ciężko mi idzie. Mam takie wrażenie, jakby to była
rzeczywistość.
- A co dokładnie Ci się
śniło? - Kubiak nie krył zainteresowania.
- Dyskoteka, mnóstwo
zupełnie obcych ludzi i on, zabawiający się z jakąś blondynką. Najbardziej
zabolały jednak jego słowa, powiedział, że mu się znudziłam i że z nami
koniec... - głos zaczął mi się łamać.
- Natka, nie przejmuj
się, Zibi nigdy Ci takiego świństwa nie zrobi, zapewniam Cię - Michał złączył
swoją dłoń z moją. Odpowiedziałam szczerym uśmiechem.
Alex otwierał usta z
zamiarem dopowiedzenia czegoś, lecz w tym samym momencie do sali wpadł lekarz.
Wyglądał, jakby odkrył lekarstwo na nieuleczalną chorobę.
- Panie Kubiak,
odwiedzał Pan wczoraj anonimową pacjentkę? - zapytał z iskierkami w oczach,
mając na myśli blondynkę.
- Tak, a co? - Misiek
gwałtownie się podniósł.
- To chyba możemy nazwać
Pana chodzącym cudotwórcą. Stan dziewczyny uległ niewiarygodnej poprawie. Nie
powinno nas zdziwić, jeśli lada chwila otworzy oczy.
Ta wiadomość była niczym
grom z jasnego nieba. Rzuciłam się doktorowi na szyję, a następnie wyściskałam
brata i zszokowanego Michała.
- Możemy ją odwiedzić? -
zapytał z nadzieją.
- Oczywiście - lekarz
przytaszczył stojący na korytarzu wózek i razem z Alexem posadzili na nim
szatyna.
Kierując się w stronę
sali dziewczyny, poczułam wibracje w kieszeni.
- Za chwilkę dojdę -
bąknęłam i odeszłam w drugą stronę, pod okno, wyciągając telefon. Serce mi
mocniej zabiło. Zbyszek. Drżącymi palcami odebrałam.
- Tak?
- Cześć kochanie - wymruczał.
Tylko tyle mi wystarczyło. Noc, klub, on i blondyna, te słowa, którymi mnie tak
bardzo zranił. Znowu stanęło mi to przed oczami. W moim gardle pojawiła się
gigantyczna gula.
- Halo, jesteś tam? -
zadał pytanie.
Nie potrafiłam wydusić z
siebie słowa, oczy zaszły mi łzami. Nie wiedząc, co mam zrobić, rozpłakałam się
- tak po prostu.
- Mała, co się dzieje?
Coś nie tak z Miśkiem albo blondynką? - zapytał troskliwie.
Kiedy opowiedziałam mu
sen, pociągając co jakiś czas nosem, zamilkł na chwilę.
- Naprawdę sądzisz, że
mógłbym zrobić Ci coś takiego? - w jego głosie dało się wyczuć nutkę smutku.
Najwidoczniej to odebrał jako brak zaufania z mojej strony.
- Skąd... - wyjąkałam. -
Po prostu to było takie realistyczne - znowu wybuchnęłam płaczem.
- Nats, przestań płakać
i posłuchaj: Kocham tylko Ciebie i nikogo innego. To Ty jesteś najważniejsza na
świecie, za Tobą skoczyłbym w ogień, za Ciebie mógłbym oddać życie. I to się
już nigdy nie zmieni, rozumiesz? Tamten Bartman, który zmieniał panny jak
rękawiczki, dawno przestał istnieć, teraz zależy mi tylko na jednej kobiecie -
na Tobie.
Szczerzę mówiąc, pomógł
mi tym wyznaniem.
- Kocham Cię -
wyszeptałam.
- Ja Ciebie też Mała,
nawet nie wiesz, jak bardzo. Przyjadę jutro wieczorem, na spokojnie
porozmawiamy, dobrze?
- Jasne - odparłam nieco
pewniejszym głosem. - Wybacz, ale muszę kończyć, stan blondynki się
poprawił, lekarze uznają to jako cud.
- Naprawdę? -
niewątpliwe, że się ucieszył. - To wspaniale, teraz tylko patrzeć, aż oboje
będą zdrowi jak ryby. W takim razie nie zatrzymuję Cię, pozdrów wszystkich,
jutro się widzimy.
- Pewnie, do zobaczenia
- wcisnęłam czerwoną słuchawkę i weszłam do sali, gdzie siedzieli już Misiek z
Alexem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeżeli czytasz, pozostaw
po sobie chociażby króciutki komentarz. O wiele przyjemniej się pisze, kiedy
wiem, że mam dla kogo to robić.
Dziękuję za wszystkie
ciepłe słowa pod poprzednim rozdziałem. ;* Pozostawiam do Waszej oceny kolejny.
Szczerze mówiąc, moja
opinia o nim jest taka: " Szału nie ma, dupy nie urywa". Z początku
miał być zupełnie o czym innym, jednak motyw ze snem był według mnie
ciekawszy.
Wreszcie ograniczyłam
erotykę, zaczynam robić postępy. :D Chociaż pewnie w kolejnych rozdziałach się
to zmieni, ale co tam. :D
Następna część w
przyszłym tygodniu. ;)
No to zaczynamy fazę
play- offów. Do boju, Jastrzębie! ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz