piątek, 26 października 2012

Rozdział drugi.


Zibi omiótł wzrokiem całą halę lotniska w poszukiwaniu swojej starszej siostry, Kasi. Jednak nigdzie jej nie widząc jego wzrok padł na nieprzytomną dziewczynę, leżącą koło kolumny podtrzymującej sufit. Zdenerwowany pobiegł do niej. Z bliska kobieta wyglądała o wiele ładniej. Miała długie ciemne włosy i dosyć jasną karnację. Była szczupła i drobna, mogła mieć około 170 cm wzrostu. Gdyby określić jej wiek, prawdopodobnie miałaby ze 20 lat.
Panika wzięła górę nad myśleniem, Zbyszek wziął dziewczynę na ręce i krzyczał na wszystkie strony:
- Lekarza, dajcie jakiegoś lekarza!
Sanitariusz reprezentacji Polski właśnie wyjeżdżał ze swoim bratem z parkingu, natomiast na hali nie było nawet pielęgniarki.
"Myśl, chłopie, myśl!" - powtarzał sobie w głowie. Jedynym rozsądnym wyjściem wydawało mu się  samemu zabrać dziewczynę do szpitala, który znajdował się może ze 3 ulice dalej.
Zanim skierował się do wyjścia, krzyknął do swojego najlepszego przyjaciela, Michała Kubiaka:
- Gdybyś widział moją siostrę, powiedz, żeby wróciła do domu, sam do niej przyjadę!

Miarowe pikanie sprzętu szpitalnego, stukot drewnianych chodaków na korytarzu. Nie miałam odwagi otworzyć oczu. W głowie przebiegały mi myśli: "Kto mnie tu przywiózł?", "Powiadomił ktoś Marcina?", "A może to dzięki niemu znalazłam się w szpitalu?". Po chwili usłyszałam męski, ciepły głos. Jednak nie zwracał się do mnie, a do osoby, z którą rozmawiał przez telefon.
- Kaśka, wszystko w porządku, przywiozłem... nową koleżankę do szpitala, zemdlała na lotnisku. Nie, nic mi się jest. No proszę Cię siostra, nie wydziwiaj. Odwiedzę Ciebie i rodziców po treningu.
Chwila moment, skądś kojarzyłam ten głos...
Nieśmiało podniosłam prawą powiekę. Zobaczyłam salę szpitalną, moje łóżko znajdowało się naprzeciwko drzwi, a po boku stała malutka szafka, na której leżało prawdopodobnie moje śniadanie. Po chwilowym zastanowieniu otworzyłam lewe oko... i zamarłam. Patrzyłam ze zdumieniem. Odruchowo uszczypnęłam się, myśląc, że to sen. A jednak, on tu naprawdę siedział. Na dodatek patrzył na mnie takim troskliwym wzrokiem.
- Wszystko w porządku?
Na początku nie mogłam wydusić z siebie słowa, po chwili wyjąkałam:
- Taa..taa..taak. Co tu robisz?
Uśmiechnął się.
- Zobaczyłem Cię leżącą na hali lotniska. Nie wiedziałem, co Ci dolega, więc zabrałem Cię do szpitala. Okazało się, że to przez anemię. Długo na nią chorujesz?
Nie lubiłam rozmawiać o mojej chorobie, jednak odpowiedziałam:
- 4 lata. Mój lekarz ostatnio mnie informował, że anemia ustępuje, jednak omdlenia nadal mnie męczą.
- A mogę się dowiedzieć, jak się nazywa ta śliczna dziewczyna, którą uratowałem?
Zarumieniłam się, słysząc słowo "śliczna".
- Natalia Olszewska - odpowiedziałam z nieśmiałym uśmiechem.
- Cóż, ja chyba nie muszę Ci się przedstawiać - Zbyszek puścił do mnie oko.
Parsknęłam śmiechem.
- Nie, wiem jak się nazywasz.
Po chwili ciszy Zibi zapytał zupełnie z innego toru:
- Co tak właściwie robiłaś na lotnisku? Chciałaś, żebym złożył mój autograf na Twojej klatce piersiowej? A może inny siatkarz miał Ci się podpisać w jakimś znaczącym miejscu... - uśmiechnął się diabelsko.
Wybuchnęłam śmiechem.
- A masz jakieś konkretne miejsce na myśli?
- Z chęcią bym powiedział, ale nie mam zamiaru wyjść na niemoralnego zboczeńca.
Rozśmieszał mnie.
- Tak naprawdę przyjechałam po chłopaka, wracał tym samym samolotem, co wy.
Zauważyłam, że Zbyszkowi zrzedła nieco mina, słysząc słowo "chłopak".
- Po chłopaka? To jeden z tych studentów, co lecieli z nami?
Szczerze mówiąc, wstyd mi było odpowiadać na jego pytanie, dlatego wydukałam to z siebie jednym tchem:
- Niezupełnie... Marcin, bo tak ma na imię, jest... członkiem kapeli metalowej, tak dokładnie jej wokalistą.
Bartman patrzył na mnie z niedowierzaniem, w myślach przypominając sobie czterech nietypowych pasażerów.
- Podobno przeciwieństwa się przyciągają... - bąknęłam.
- Może z charakteru się przyciągają, jednak z wyglądu wręcz rażąco się odpychacie.
Miał rację. Ja - zupełnie normalna dziewczyna i on - wytatuowany, ubierający się na czarno i malujący oczy chłopak. Każdy mi to powtarzał - rodzice, najbliżsi przyjaciele, znajomi z uczelni: "Jak mogłam związać się z takim szarpidrutem?" Sama nie wiedziałam. Przez ciągłe kłótnie i wyzwiska moje uczucie do niego topniało, jednak nie potrafiłam zostawić Marcina.
- Proszę, nie rozmawiajmy o nim - wyszeptałam.
Sprowadziliśmy naszą konwersację na zupełnie inne tematy. Zibi opowiedział mi o swojej miłości do siatkówki, Michale Kubiaku - jego najlepszym przyjacielu, o dzieciństwie, rodzinie i słodkim yorku o imieniu Bobek, a także co lubi robić w wolnym czasie. Ja z chęcią poinformowałam go o studiowaniu dyplomacji, rodzicach i nieznośnym młodszym bracie, jak i również o wszystkich zainteresowaniach. Po dwóch godzinach takich rozmów, mimo, że znaliśmy się jeden dzień, czuliśmy się jak para dobrych kumpli, która wie o sobie wszystko.
Zbliżała się godzina 15:00. Kiedy Zbyszek właśnie podnosił się z krzesła, do sali wpadł mój lekarz prowadzący.
- No, Panie Bartman, ciężko mi wyrzucać takiego gościa, ale pora odwiedzin zaraz się skończy - zwrócił się do niego.
- Nic nie szkodzi, właśnie wychodziłem, niedługo zaczynam trening.
Tym razem doktor przemówił do mnie:
- Pani Olszewska, widzę, że stan zdrowia się poprawia, jednak ze względu na anemię, zostanie Pani na oddziale jeszcze kilka dni. Mam nadzieję, że pacjentka nie będzie się nudzić.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Zbyszek odparł:
- Skądże, zapewniam Pana doktora, że Natalia w ogóle nie będzie się nudziła - mrugnął do mnie porozumiewawczo. - Wpadnę jutro - oświadczył i wyszedł.
Lekarz patrzył na jego sylwetkę znikającą za rogiem korytarza, po czym otwierając drzwi od mojej sali, powiedział jakby do siebie:
- Pani to jednak ma szczęście - i opuścił pomieszczenie.
"No cholera mam." - pomyślałam. W mojej głowie powstał ogromny mętlik. Dlaczego cały czas tu siedział, czuwał, rozmawiał ze mną? Skąd brał odwagę, żeby opowiedzieć zupełnie obcej dziewczynie praktycznie całą historię swojego życia? Zależało mu na mnie? Najbardziej nurtujące było jednak to, co miał na myśli mówiąc, że w ogóle nie będę się nudziła. Cóż, miałam się o tym dowiedzieć już niebawem.
Obróciłam się na lewy bok i sięgnęłam po telefon. 14 nieodebranych połączeń, wszystkie od Marcina. Na pewno był wściekły jak cholera. Wiedziałam, że czeka nas konfrontacja, jednak mimo wszystko palce mi dygotały, gdy wybierałam jego numer. Odebrał po czwartym sygnale.
- O, w końcu raczyłaś zadzwonić - powiedział sucho. - ale kiedy dzwoniłem do Ciebie 14 razy, to nie łaska było chociaż raz odebrać? Non stop miałaś obie ręce zajęte?
- Jak miło, że się o mnie troszczysz - warknęłam.
- Tak samo, jak Ty o mnie. Czekałem na tym lotnisku jak skończony debil, a Ty nawet nie poinformowałaś mnie, że nie przyjedziesz. Gówno dla Ciebie znaczę, prawda?
Był wkurzający jak nigdy.
- Słuchaj, byłam na tym cholernym lotnisku, ale zemdlałam z powodu anemii, rozumiesz? Aktualnie jestem w szpitalu.
Nastała cisza. Po chwili Marcin odezwał się zmienionym głosem:
- Jak to w szpitalu? A kto Cię do niego przywiózł?
Wolałam nie mówić mu o Bartmanie, był chorobliwie zazdrosny o każdego faceta, z którym się zadawałam.
- Nie wiem - skłamałam. - Pewnie jakiś sanitariusz.
- Dobra zapomnij - odparł. - Odwiedzę Cię, gdy tylko znajdę czas. Mam dla Ciebie świetną informację, niejaki Pan Yumi podpisał z nami kontrakt płytowy, uwierzysz? Więc mała, po wyjściu ze szpitala pakuj manatki, lecimy do Japonii!
Zamurował mnie tym wyznaniem, nie mogłam wykrztusić słowa.
- Wybacz kotku, mam z chłopakami próbę, odezwę się później - i rozłączył się.
Mimo, że skończyliśmy rozmowę, a raczej ON skończył, nadal trzymałam telefon przy uchu. Byłam wstrząśnięta i wściekła.
Bezczelny dupek! Czy on naprawdę myśli, że może za mnie decydować?! Mam porzucić studia, zostawić rodzinę i przyjaciół, bo jego zespół musi nagrać zasraną płytę w Japonii?! I na dodatek te słowa: "Odwiedzę Cię, gdy tylko znajdę czas." - a co on mi, cholera, łaskę będzie robił? Przyjedzie odwiedzić ukochaną dziewczynę, kiedy mu się zechce ruszyć tę cholerną dupę sprzed mikrofonu? O niee, tak nie będzie!
Zasnęłam sponiewierana wściekłością. Jednak we śnie cała moja złość ulotniła się na skutek przyjemnego ciepła i jakiegoś dziwnego, silnego uczucia, którego nie potrafiłam nazwać. Śniłam o Zbyszku.

- Odbij to, do cholery!
Koledzy z Jastrzębskiego Węgla patrzyli na Bartmana z niedowierzaniem. Ich kapitan i dobry kumpel, zawsze mobilizujący do gry, zarażający swoim entuzjazmem, dzisiaj stał na boisku jak słup, krążąc myślami w innym wymiarze. Nawet Michał i trener Lorenzo Bernardi kręcili głowami ze zdumienia.
Zibi pojęcia nie miał, co się z nim dzieje. Nie potrafił przestać myśleć o Natalii. W głowie wciąż widział jej orzechowe oczy, słodkie malinowe usta, słyszał jej uroczy śmiech. Dużo o niej wiedział, jednak wciąż wydawało mu się, że za mało. Chciał ją dotknąć, pogłaskać po policzku, założyć opadający kosmyk włosów za ucho, przytulić... ale informacja, że posiada chłopaka wszystko mu utrudniała.
Z przemyśleń wyrwało go uderzenie piłką w głowę. Zaklął pod nosem i stracił równowagę. Russel Holmes, który stał najbliżej niego, pomógł mu wstać i zaprowadził go na ławkę obok selekcjonera.
- Zbyszek, wszystko w porządku?
- Chyba tak - bąknął pod nosem.
- To dlaczego grasz, jakbyś pierwszy raz widział piłkę na oczy?
- Nie wiem - skłamał. - To chyba przez stres, niedługo Puchar Polski, chcę, żebyśmy wypadli jak najlepiej.
- Jakoś na Pucharze Świata grałeś jak maszyna, wcale się nie stresując... - selekcjoner robił się coraz bardziej dociekliwy.
- Po prostu jestem zmęczony.
- Rozumiem. Cóż, dzisiaj już raczej nie dasz rady pograć. Idź się przebrać i jedź do domu. Jutro trenujemy z rana, więc dobrze się wyśpij.
-Dzięki, jutro dam z siebie wszystko - rzucił na odchodne.
Bartman wziął szybki prysznic, przebrał się w ulubioną bluzę i jeansy, a mokry od potu strój wrzucił do torby. Już kierował się w stronę wyjścia, gdy w drzwiach szatni pojawił się Kubiak. Michał zmierzył przyjaciela wzrokiem i walnął prosto z mostu:
- To przez tę dziewczynę?
Zibi spojrzał w inną stronę.
- Skąd wiesz? - zapytał cicho.
- Bo znam swojego kumpla i wiem, że tylko kobieta potrafi z nim coś takiego zrobić. O co chodzi?
Zbyszek nie wiedział, jak to z siebie wydusić.
- Ta dziewczyna, Natalia... nie mogę przestać o niej myśleć. Wciąż miga mi przed oczami jej delikatne ciało, te piękne oczy, włosy, usta. Jest taka słodka, zabawna, urocza... - głos zaczął mu się łamać.
Misiek uśmiechnął się.
- Stary, jak nic się zakochałeś! Przecież masz doświadczenie, dlaczego nie zrobisz pierwszego kroku, nie dasz jej jakiegoś znaku?
- Nie mogę - Bartman trzasnął drzwiami od otwartej szafki - ona ma chłopaka.
- A coś Ty myślał, że taka piękna dziewczyna będzie na wylocie?
Kubiak widząc, że przyjaciel nie ma zamiaru się odzywać, kontynuował.
- To, że ma chłopaka stanowi dla Ciebie problem? Przecież nazywasz się Zbigniew Bartman, do cholery! Ten pewny siebie, roześmiany, działający na kobiety jak lep na muchy Zbigniew Bartman! Pozwolisz, żeby ukochaną kobietę zabrał Ci jakiś pieprzony lowelas? Walcz o nią!
Po zakończeniu swojego wykładu Michał zostawił kumpla samego, musiał wracać na trening.
Zibi stał jeszcze kilka sekund z ogłupiałą miną. Dlaczego sam na to nie wpadł? No cóż, pewnie dlatego, że nie potrafił myśleć o niczym innym, niż o Natalii.
Wsiadł do samochodu, a następnie skierował się w stronę domu rodziców i siostry. Ma walczyć? Będzie walczył! Jak lew!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz