sobota, 27 października 2012

Rozdział dwudziesty szósty.


"Gdzie twój beztroski śmiech
i spokój o każdy nasz dzień?
Gdzie taki szczęście do łez, 
ciągle pytasz, bo myślisz, że wiem. "


IRA ~ Nie daj mi odejść.

Dla jednych drugim domem jest matczyny kąt, dla innych miejsce pracy bądź uczelnia, dla obarczonych nieszczęściami cmentarz. Moja ruletka wskazała na szpital. Ogromny budynek na wzór kamienicy, wypełniony istotami pokiereszowanymi przez los rozmaitymi przypadłościami. Jego mury z przykrością oglądają walkę z chorobami, ostatnie wytchnienia, momenty pożegnania. Melancholijnej atmosfery, biegającej od sali do sali, nie rozrzedzi nawet najlepszy wentylator.
Przebudziłam się w szpitalnym pokoju, owinięta grubą warstwą alergicznej pościeli. Igła wetknięta w zgięcie prawej ręki przeprowadzała odżywczą substancję do żył. Czułam się, jakby przejechał po mnie walec. Szumiało mi w głowie, kuło w sercu, ściskało w żołądku. Ostrożnie położyłam ręce na brzuchu, badając jego kontury. Nadal okrągły, ciepły i chroniący maleństwo przed uszkodzeniami. Czy aby na pewno?
- Natalia? - osobnik płci męskiej delikatnie dotknął mego ramienia. - Jak się czujesz?
Odwróciłam głowę w kierunku dochodzącego głosu. Chyba już nigdy się od niego nie uwolnię.
- Szczerze? Jak skarpetka po wypraniu. - podniosłam się na przedramionach. - Co się właściwie stało?
- Ten kretyn potrząsał tobą, jakbyś była zabawkową grzechotką. Zdrowo przeholował. Straciłaś przytomność. Mało brakowało, a... - zaciął, przygryzając dolną wargę.
- A co?! -  chlipnęłam. Serce waliło mi jak oszalałe.
- Mogłaś stracić to dziecko. W szpitalu zaczęłaś krwawić, lekarze myśleli, że poronisz. Na całe szczęście to tylko pęknięte naczynko krwionośne.
Przymknęłam powieki, silnie je zaciskając. Moja kruszynka mogła umrzeć przez głupotę niedoświadczonych rodziców.
- Gdzie Zbyszek? - wychrypiałam, topiąc wzrok w intensywnej bieli ścian.
- Na kozetce u pielęgniarek, poją go jakimiś herbatkami uspokajającymi - uśmiechnął się cwaniacko, poprawiając kosmyki moich włosów.
- Proszę cię, daruj sobie - odciągnęłam jego rękę od niesfornej fryzury. Jeszcze mi tego brakowało, żeby drugi facet zaczął bałamucić.
Automatycznie zacisnął pięści, zgrzytając zębami.
- A temu wazeliniarzowi pozwolisz się dotykać, co? - rzucił zgryźliwie. - Po tym wszystkim, co ci zrobił?
- Może mnie pamięć zwodzi, ale nic konkretnego mi nie uczynił, czego twoje sumienie powiedzieć nie może - odbiłam pałeczkę, mrużąc oczy.
- Wiem, że popełniłem dantejskie błędy. Zapewne już nigdy nie dojdziemy do jakiejkolwiek nici porozumienia, dlatego błagam, nie wsiadaj do tego samego pociągu! Ten twój siatkarzyk to hedonista!
- Jakaś część mego logicznego myślenia uznaje za kpinę pouczające gadki niedoszłego mordercy. Twój powalony pomysł mógł doprowadzić do tragedii! - zagotowałam się na samo wspomnienie.
- Po dziś dzień żałuję, że to ten o twarzy przypominającej niedźwiedzia wsiadł do samochodu. Kto wie, gdyby los zdał się na moją intrygę, byłoby o jednego skurwiela mniej na tym bublowatym świecie - nie zdążył uśmiechnąć się ironicznie. Na jego lewym policzku zagościł czerwony placek po mojej dłoni. Gdybym nie była aż tak wycieńczona, odważyłabym się uszkodzić mu nieco przegrodę nosową. A to i tak za mała rekompensata za krzywdy Kubiaka i Piotrowskiej.
- Wyjdź stąd, natychmiast - wysyczałam, mierząc Marcina bazyliszkowym wzrokiem. Ten bez żadnej pyskówki i psychopatycznych parsknięć wstał z krzesełka i skierował się do wyjścia.
- Jeszcze wspomnisz me słowa i potraktujesz jako nauczkę - bąknął jakby do siebie, z impetem zamykając drzwi.

- Niechże trener nie żartuje! - napuszył się Michał, przeplatając język angielski z włoskim.
- Grepsy to są ze strony tego cholernego Bartmana! Jak ja mogę pozwolić mu wychodzić w podstawowym składzie, skoro nie przychodzi na treningi? - fuknął Lorenzo do telefonu.
- Wiem, że przesadza, ale przechodzi naprawdę ciężki okres w życiu, dajmy mu trochę czasu - próbował barykadować tyłek zielonookiego.
- Ciężki okres to może dopaść kobietę, a nie chłopa! Życie prywatne nie może łączyć się z zawodowym. Zibi leci sobie w kulki, nawet nie odbiera, kiedy się do niego dobijam kilka razy dziennie. Cenię go sobie jako człowieka, ale jako zawodnik zachowuje się skandalicznie! - sprostował Bernardi.
- No i co teraz z jego karierą w śląskim klubie? - Misiek ze zdenerwowania zaczął obgryzać paznokcie.
- Michał, wiem, że to twój dobry przyjaciel, dlatego zdaję się na ciebie. Znajdź go i poinformuj o własnej ignorancji. Jeżeli w ciągu kolejnych dwóch dni nie zadzwoni bądź nie przyjedzie do Jastrzębia, może pożegnać się z kontraktem. Potraktujemy jego epizod w klubie jak wypożyczenie.
- Rozumiem. - przytaknął Kubiak. - Coś jeszcze?
- Owszem. Skombinuj jakiś transport i pojaw się jak najszybciej. Nasi rehabilitanci ocenią twoją predyspozycję i określą, kiedy możesz zacząć trenować na najwyższych obrotach. Tak nawiasem mówiąc, kto to widział, żeby mieszkać tak daleko od klubowego miasta?
- Szukam jakiegoś domku w okolicy, kwestia czasu. Dziękuję i do zobaczenia, trenerze - wcisnął czerwoną słuchawkę, rozpoczynając przechadzkę po swojej warszawskiej kawalerce. Dodzwonienie się do Zbyszka byłoby potworną katorgą nawet dla najbardziej cierpliwej osoby. Zaszył się w ogromnej chacie i buszuje jak cień. Wyciągnięcie go na światło dzienne graniczyło z cudem. Innego wyboru nie miał. Nie zastanawiając się ani minuty dłużej, wybiegł z mieszkania i skierował  na przystanek miejskiej komunikacji. Choćby miał wyważyć drzwi, powybijać wszystkie okna czy podeptać trawnik, musi dostać się do tego markotnego egocentryka, i to migiem!
Trzydzieści minut później, metrowymi krokami przemierzał ulicę, przy której znajdowało się królestwo Bartmana. Nieznajomy, granatowy samochód, zaparkowany przed bramą kompletnie zbił go z pantałyku. Szczuplutka szatynka opierała się o maskę auta, kiwając rytmicznie głową w rytm muzyki płynącej z puchatych słuchawek.
- Jego dłonie sprawiają, że mam dreszcze, jego język sprawia, że jęczę, pozwalam, by robił ze mną wszystko, chcę być jego żoną, chcę być jego dziwką - zanuciła harmonijnie piosenkę Wdowy, machając nogami.
- Wiem, że moje górne kończyny i mięsień w jamie ustnej czynią cuda, ale chyba za wcześnie na takie wywody - stanął obok dziewczyny, unosząc figlarnie brwi.
- Jezu Chryste! - podparła się na przedramionach, aby nie zjechać z maski samochodu. Jej policzki momentalnie zapłonęły.
- Do Syna Najwyższego jeszcze mi daleko. - uśmiechnął się szelmowsko, wyciągając rękę w stronę szatynki. - Michał Kubiak.
- Wiem, jak się nazywasz. Twój urodziwy kolega zawrócił w głowie mojej bratniej, a raczej siostrzanej duszy. - uścisnęła jego dłoń, patrząc sympatycznie ślepiami o odcieniu igiełek świerku. - Julia Michalczyk, przyjaciółka Natalii.
- Miło poznać. Co tu robisz, jeśli można zapytać?
- Natka podała mi ten adres jako miejsce aktualnego zamieszkania. Od dłuższego czasu w ogóle się nie odzywa, dlatego postanowiłam ją odwiedzić. Dobijam się od kilkudziesięciu minut i nikt nie otwiera.
Kubiakowi mina zrzedła do marsowej. Bartman opuścił mieszkanie i wyszedł do ludzi? Coś ewidentnie musiało go zmusić do ruszenia kupra z kanapy.
- Sądzę, że jej tu nie znajdziesz. Jedź do domu rodzinnego.
Julka zamrugała ze zdwojoną szybkością, patrząc na Michała jak na paralityka.
- Tylko że ja właśnie jestem po rozmowie z mamą Natalii. Powiedziała, że jej córka wyszła dwa dni temu na spotkanie ze Zbyszkiem i do tej pory nie wróciła. Nawet nie mogę z nią pogadać, ma wyłączony telefon. A jeśli coś jej się stało? - terkotała Michalczyk, opatulając się szczelnie ramionami.
- Hej, spokojnie. Zibi może i zachowuje się jak buńczuczna cholera, ale na pewno nie zostawiłby Natki na lodzie. Gdzie jest on, tam i ona.
- W takim razie gdzie ten twój roztrzepany koleżka? - zapytała, kołysząc się na boki.
- A bo ja wiem? Ostatnio w ogóle nie ruszał się z domu. - Kubiak przeczesał swoje brązowe włosy. - Masz może koc czy inny kawałek materiału w bagażniku?
- Coś się znajdzie. A po choinkę? - zdezorientowana szatynka zaczęła przewracać w samochodzie. Wyciągnęła lekko nadszarpnięty kocyk w kratkę i wręczyła go Michałowi. Jasnooki rozłożył go przed metalową furtką, siadając po turecku.
- Mamusia nie uczyła, że nawet skrawek byle tkaniny nie chroni przed złapaniem wilka? - Julia wydęła wargi, chichocząc radośnie.
- A ciul z wilkiem! Będę tu czuwał, dopóki ten bęcwał i Olszewska nie wrócą! - odparł dumnie, wprawiając dziewczynę w fazę niepohamowanego śmiechu. - I choćbym miał siedzieć jak ten cholerny Budda, nie powstanę! Przynajmniej się dowiem, co przeżywają pielęgniarki podczas strajku.
- W takim razie przesuń się nieco. - Michalczyk posłała mu promienny uśmiech. - Spleśniejemy tu we dwoje.

Maluj świat ukochanymi kolorami. Wspominaj z sentymentem dziecięce perypetie. Pierwsze kroki. Pierwsze słowa. Pierwsze mleczne zęby. Pierwszą przyjaciółkę. Pierwszy dzień w szkole. Pierwszą miłość. Pierwszy raz.
Stwórz małą kopię miniaturowej siebie. Słuchaj, tłumacz, pomagaj, ucz, wspieraj. Wprowadź do dorosłego życia z pewnością, że twa latorośl nie zostanie pociągnięta na dno współczesnej cywilizacji. Z dumnie podniesioną głową obserwuj sukcesy swojej pociechy, szczelnie zamykaj w ramionach po porażkach.
Nie niszcz marzeń i nie ograniczaj wyobraźni. Los pisze niezapomniane historie, które pesymistycznie nastawiony człowiek podczepia do snów na jawie. Żyj tak, aby na grobowej desce przeanalizować każdy rok, miesiąc, dzień, i z uśmiechem na twarzy oddać się w objęcia Boga wiedząc, że wszystkie dane ci godziny wykorzystałaś do maksimum.

Skrzypnięcie drzwi skutecznie odwróciło moją uwagę od przeglądania babskiej gazetki, znalezionej na parapecie. Podniosłam głowę z zaciekawieniem, cóż to za istotę przygnało. Nie doczekałam się zbyt jednoznacznej odpowiedzi, gdyż osobnik od torsu w górę przesłonięty został gigantycznym bukietem białych róż.
- Mój Boże, uważaj! - zdążyłam wykrzyknąć, zanim potknął się o nóżkę taboretu i runął jak długi na ziemię. Kwiaty przeszły proces walcowania, a nieszczęśliwiec, którym okazał się Zbyszek, niemrawo wydłubywał parę kolców z dłoni. Tak to jest, kiedy nie założy okularów bądź soczewek.
- W porządku? - zapytałam, kiedy otrzepał się z białych płatków.
- Moja wpadka w tym momencie ma minimalne znaczenie. - usiadł na przynoszącym pecha mebelku, splatając nasze dłonie ze sobą. - Co z małym?
- Z małym? Coś ty taki święcie przekonany, że to chłopczyk? - ukazałam klawiaturę zębów, unosząc brwi. - Dziecku nic się nie stało, co najwyżej mamusia miała niewielki kryzys zdrowotny.
- Mówiłem, męska intuicja. - westchnął głęboko. Jego oddech był mieszanką rumianku i mięty. - Natalia, cholernie cię przepraszam. Zamiast wspierać, przyprawiam o same kłopoty i hektolitry łez. Kiedy zaproponowałem spotkanie, chciałem powiedzieć ci coś bardzo ważnego. Ta rudowłosa zaraza i twój były luby skutecznie zamknęli mi drogę do tego wywodu. Zrobili to tylko po to, aby oczernić mnie w twych oczach, aby pokazać, jakim to jestem cmokierem, dla którego nic oprócz łóżkowych spraw się nie liczy.
- Zbyszek, daj spokój. - dotknęłam dłonią jego policzka okalanego szczeciną. - To ja powinnam błagać o wybaczenie za przyprowadzenie ze sobą tej dwójki cwaniaków. Fotografia, na której widniejesz skierowała mnie do takiego czynu.
Zielonooki uśmiechnął się promiennie, a maleńkie dołeczki zagościły na jego twarzy.
- Natka, ta kobieta na zdjęciu to moja siostra. Marcin próbował ci wpoić, że zdradzam cię na prawo i lewo, choć to kompletne kołtuństwo.
Kamień, który ciążył od dnia zobaczenia tego skrawka śliskiego materiału, właśnie w tamtym momencie spadł mi z serca i roztrzaskał się na kawałeczki.
- Będę składał pokłony do końca życia Kaśce. - zaczął ponownie. - Gdyby nie ona, zapewne teraz siedziałbym na kanapie i zalewał problemy napojami energetycznymi czy mocniejszymi trunkami. Uświadomiła mi jedną ważną rzecz. Wygranego meczu nie mogę zamknąć szczelnie w ramionach i pocałować w usta. Nie mogę szeptać mu czułości do ucha i dziękować za to, że jest tuż obok mnie. Zwycięskim spotkaniem cieszyć się mogę co najwyżej kilkanaście godzin, potem ekscytacja przemija. Twoją osobą mogę napawać wzrok aż do grobowej deski, ciągle z taką satysfakcją. Mam w nosie zdanie ojca i jego pouczenia. Sam zadecydowałem o tym, co jest dla mnie najważniejsze. Niezwykle krucha istota o aksamitnej skórze i zniewalającym spojrzeniu, posiadająca charakter anioła stąpającego po ziemi, nosząca pod sercem owoc naszej namiętności.
Minęło kilkadziesiąt sekund, zanim mój organ pompujący krew wrócił wrócił z królestwa niebieskiego.
- Mógłbyś wstać z tego krzesła?
- Dlaczego? - o dziwo, podniósł się momentalnie, a rosnące podenerwowanie dało się zauważyć dzięki wyrazowi jego twarzy.
Chwyciłam Zbyszka za prawe ramię i pociągnęłam w swoją stronę. Me nozdrza na nowo mogły zapoznawać się z zapachem jego perfum, a oczy zgłębiać tajniki dokładnej anatomii.
- Bo chcę mieć swoją ziemską gwiazdę tuż przy sobie - odparłam, oddając się płomiennemu pocałunkowi.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jeżeli czytasz, pozostaw po sobie chociażby króciutki komentarz. O wiele przyjemniej się pisze, kiedy wiem, że mam dla kogo to robić.
Czy przepraszanie za długą nieobecność ma sens? Ostatnio notorycznie to robię i mimo obietnic, nie zmieniam swojego trybu pisania.
Powiem tylko jedno: muszę skończyć to pierdolamento w stylu Mody na sukces, i to jak najszybciej.
Kubiak ciągle uchodził za poszkodowanego, dlatego nieco rozwinęłam jego wątek, tym razem w pozytywnym kierunku. :)
Czytelniczki, uwielbiam was! Za motywowanie, ciepłe słowa w trudnym okresie, zabawne rozmowy przez komunikator. Takiej magicznej atmosfery to się w życiu nie spodziewałam. :)
Kiedy następny? Wolę nic nie obiecywać, bo znając siebie, i tak będę miała poślizg. Od dzisiaj zaczynam przewracać w notatkach, atlasach i innych pierdołach, które skutecznie będą mnie odciągać od blogów. Myślę, że raz na tydzień-dwa dam radę.
Postaram się jak najszybciej nadrobić zaległości na waszych historiach.
Jeśli macie jakieś pytania czy chociażby chciałybyście porozmawiać, zachęcam do napisania, nikogo oczu nie wydłubię: 5891339. :)
W takim razie, do następnego.

2 komentarze:

  1. Mam nadzieję, że po zmianie platformy częściej zaczniesz dodawać kolejne rozdziały. Z niecierpliwością czekam na następny. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. no to teraz z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :)
    pozdrawiam Kaczorek :)

    OdpowiedzUsuń