sobota, 27 października 2012

Rozdział osiemnasty.


"Baśka miała fajny biust, Ania styl, a Zośka coś, co lubię..."

Zastanawiałyście się kiedyś, jak to jest, kiedy dziewczyna, którą chłopak zna od kilku dni, rzuca się na niego i zaczyna namiętnie całować? Bez gierek, bez słodkich słówek, tak po prostu przywiera swoje zgłodniałe wargi i czerpie przyjemność z pocałunku, a mężczyzna, zupełnie ogłupiały i nietrzeźwo myślący, gdyż materiał spodni zaczyna się robić nieprzyjemnie ciasny, odwzajemnia gest?
Całowali się od dobrych kilku minut, przerywając na zaczerpnięcie oddechu i ponownie rozpoczynali wzajemne penetrowanie wnętrza jamy ustnej językiem. Z mózgu Michała została jedynie klejąca się marmolada. Świat dookoła nie istniał, istniała tylko ona. Ciepła, kusząca, intrygująca. Kosmyki blond włosów Eweliny przyjemnie łaskotały go w szyję. Czas przestał mieć znaczenie, mógłby żyć jedynie z całowania z Piotrowską. Krążył dłońmi po jej plecach, wyczuwając napięty kręgosłup. Kiedy kobieta wplotła palce w jego włosy, totalnie odpłynął. Jedyne, nad czym potrafił dumać, to to, czy metoda jaskiniowców, czyli trzaśnięcie w głowę ukochanej i zaciągnięcie w ustronne miejsce, aby tam spełnić swoje męskie potrzeby nie byłaby najrozsądniejszym rozwiązaniem w tej sytuacji. Miał wrażenie, że jeśli czegoś nie zrobi w seksualnym kierunku, jego rozporek eksploduje. Pociągnąć ją za sobą na podłogę i tam unieść się na wyżyny rozkoszy? Odpowiadała mu taka wizja, chociaż w oczach Eweli stałby się napalonym samcem, dla którego liczy się tylko seks. Erotyczne fantazje przerwało mu ledwo odczuwalne muśnięcie jej biodrem o jego podbrzusze. Mimowolnie spojrzała na spodnie Miśka i,  o dziwo, pierwszy raz się zarumieniła.
- Przepraszam, chyba za bardzo się zapędziłam... - wyjąkała, nieco onieśmielona.
"Mogłabyś poprowadzić tę grę jeszcze o krok dalej, kotku", krążyło w jego głowie.
- Nie masz za co przepraszać. - uśmiechnął się, patrząc w oczy Eweliny o odcieniu czystego oceanu. - No chyba, że Ci się nie podobało.
- Skądże znowu, było idealnie - odwzajemniła uśmiech, ukazując swe śnieżnobiałe zęby, a Michałowi zrobiło się dziwnie ciepło na sercu.
Już chciał poprosić o powtórkę tej jakże przyjemnej akcji, gdy do sali wpadła zdyszana pulchniutka siostra oddziałowa.
- Panie Kubiak, spędza Pan czas na integracjach z pacjentkami, a badania same się nie zrobią. Do zabiegowego, migiem!
Wywrócił oczami, wywołując chichot u Piotrowskiej, po czym wziął kulę do ręki i zaczął kuśtykać w stronę pielęgniarki. Tylko dlaczego szanowna siostra patrzy na niego wybałuszonymi oczami i ledwo powstrzymuje się od śmiechu? Spojrzał na dolne partie swojego ciała. No tak, w takim momencie, w którym powinna spoczywać spokojnie, jego męskości zachciało się zwrócić na siebie uwagę, tworząc spore wybrzuszenie. Teraz zamiast do członka, jego krew zaczęła napływać do policzków.
- Proszę Pana, chyba ma Pan świadomość, że na tym oddziale przebywają również dzieci?
- Głupi nie jestem. - burknął. - A dlaczego siostra pyta?
- Bo nie mam ochoty słuchać skarg, że z tej sali dochodzą kobiece jęki i męskie dyszenie. Podboje łóżkowe niech Pan spełnia w jakimś bardziej zacisznym miejscu! - odpowiedziała twardo, chociaż po iskierkach w oczach pielęgniarki można było się domyśleć, że ma ochotę wybuchnąć śmiechem.
- Dobrze, obiecuję, że takie skargi do Pani uszu nigdy nie dotrą - bąknął skruszony, w głębi duszy przewidując,  że bardzo szybko dojdzie do złamania obietnicy.
- W takim razie chodźmy na te badania. - westchnęła siostra oddziałowa, otwierając drzwi.  - Tylko niech Pan zakryje czymś rozporek, bo chyba sam Pan rozumie, jak ludzie to odbierają.
- Oczywiście - nie miał ochoty uchodzić w szpitalu za erotomana.
Zasłaniając krocze ściągniętą bluzą, odwrócił się i posyłając Ewelinie najpiękniejszy ze swoich uśmiechów, powiedział zmysłowym głosem:
- Do zobaczenia.
Dziewczyna jedynie parsknęła śmiechem i puściła do niego perskie oko.
" No młody, już niedługo przeżyjesz niezłą kapitulację" pomyślał, mając na myśli Alexa i uśmiechając się chytrze pod nosem, wszedł do gabinetu zabiegowego.

Kroczyłam chodnikiem, obładowana torbami z zakupami. Obcasy wystukiwały rytmiczną melodię. Powinnam brać coś na otrzeźwienie umysłu, gdyż spojrzenie szanownego Pana Bartmana powodowało, że czułam się jak w jakimś cholernym transie. Możecie zapytać, dlaczego mój jakże kochany samiec nie pomoże dźwigać prowiantu. Cwaniak zrobił te swoje maślane oczka i bardzo ładnie poprosił, czy nie skoczyłabym do sklepu, bo w lodówce świeci pustkami. A ja co? Nawet nie zauważyłam, w którym momencie założyłam buty na nogi i wystrzeliłam z mieszkania jak z procy, o mało na zabijając się na progu. Czy on musi mieć takie ładne, zielone tęczówki?
Wchodząc do akademiku, którego w ciągu kilkunastu godzin muszę opuścić, gdyż dla przypomnienia, nie jestem już studentką dyplomacji, usłyszałam głośne dudnienie muzyki. Co za debil robi sobie imprezę o tak wczesnej porze?! Zbliżając się do drzwi mojego małego królestwa, zaczęłam żałować tego pytania. Wiedziałam już, co za debil. Nie kto inny, jak mój debil.
Trzymając w obu rękach zakupy, kopnęłam w drzwi nogą. Żadnego odwetu. Zamachnęłam się i kopnęłam jeszcze mocniej, czując, jak paznokcie u stóp wżynają mi się w tkaninę skarpetek. No tak, muzyka skutecznie zagłuszała moje dobijanie się do mieszkania.
"O nie kolego, tak się bawić nie będziemy", pomyślałam. Położyłam zakupy na podłogę wyłożoną wykładziną i pociągnęłam za klamkę. Ogarniając cały pokój wzrokiem, zrobiłam największego poker face'a w życiu.
Pamiętacie może hotelowy syf u Bartmana? Wszędzie puszki od Red Bulla, bielizna, buty na wystawie przed łazienką. A teraz? Teraz było o wiele gorzej. Istne pobojowisko, jak pod Grunwaldem. Wyrzucił wszystkie, powtarzam - wszystkie! rzeczy z szafy, opróżnił szuflady, szafki kuchenne, łazienkowe, wszyściusieńko. A sam sprawca całego zamieszania kręcił powabnie tyłkiem, śpiewając razem z Robertem Gawlińskim:
- Baśka miała fajny biust, Ania styl, a Zośka coś, co lubię... - czy ja wiem, czy można było nazwać to śpiewaniem, Bozia jak widać talentu wokalnego go pozbawiła. Mi przypominało to wycie wygłodniałego morsa.
- Zibi? - starałam się przekrzyczeć piosenkę, gdyż Zbyszek nadal nie zauważył mojego powrotu. Na marne, zaczął śpiewać jeszcze głośniej:
- Z Kaśką można było konie kraść, chociaż wiem, że chciała przeżyć ze mną swój pierwszy raz... - dobra, może i utalentowany muzycznie nie był, ale za to ruchy miał iście zajebiste.
- BARTMAN! - wydarłam się na cały głos. Podziałało. Momentalnie odwrócił się w moją stronę, omal nie zwalając wazonu od mamy.
- O, już jesteś, kochanie? - wyłączył muzykę, uśmiechając się niewinnie.
- Jak widać, tak - odparłam, krzyżując ręce. - I mam jedno pytanie: Co się tu kurwa dzieje?!
- Nie bulwersuj się tak, kobietom w ciąży na to nie przystaje - posłał w moją stronę cwaniacki uśmiech. Że niby ulegnę? O nie, nie tym razem!
Prychnęłam w odpowiedzi.
- Pozwól, że Ci wyjaśnię.
- Przecież czekam - odpowiedziałam chłodno, stukając stopą o podłogę.
- Mówiłaś, że skoro nie jesteś już studentką, to musisz opuścić to akademickie mieszkanie. Więc ja, jako dobry facet, postanowiłem już zacząć pakować Twoje rzeczy. Do czasu, aż Misiek nie wyjdzie ze szpitala, będziemy mieszkali  w moim domu na Ursynowie, a potem przeniesiemy się do Żor. Genialny jestem, prawda? - wypiął dumnie pierś.
Szczęka zjechała mi do podłogi. No dobra, takiego wytłumaczenia to się nie spodziewałam.
- Mam rozumieć, że znowu proponujesz mi mieszkanie razem?
- Teraz to nie propozycja, tylko zadanie do wykonania. Nosisz pod sercem nasze wspólne dziecko, muszę być blisko Ciebie i pilnować, abyś się nie przemęczała.
Urocze, a kiedy mogę zacząć już rzygać?
- Ta? A skąd masz pewność, że chcę z Tobą zamieszkać? - zapytałam, świdrując go wzrokiem.
Znalazł się w niebezpiecznie bliskiej odległości, a mnie zaczęło się robić gorąco.
- Mała, wiem, że chcesz. - odparł zmysłowo. - Śmierdzi kłamstwem na kilometr, poza tym, jakoś szybko zaczęłaś się czerwienić.
Wbiłam wzrok w parkiet. Cholera, przejrzał mnie na wylot.
- Dobra, może i chcę... - na twarzy Bartmana wykwitł triumfalny uśmiech. - Ale to nie znaczy, że możesz odświeżyć znajomość zabaw z dzieciństwa i wypieprzyć wszystko z mojej szafy!
- Oj tam, ja zawsze się tak pakuję.
- Serio? To będziesz musiał nieco zmienić styl pakowania. Jeśli chcesz żyć ze mną pod jednym dachem, to takie akcje nie mogą się powtórzyć!
- Jasne, mamo - uśmiechnął się łobuzersko.
- Dupek - skwitowałam z uśmiechem i usiadłam na podłodze, pakując swoje ubrania.

Siedziałam w czarnym Megane Zbyszka, obserwując zza szyby gmach akademiku. Na tylnych siedzeniach leżały moje walizki. Będę tęskniła za tym miejscem? Z upływem czasu coraz mniej, jednak przez najbliższe kilka dni na pewno, z ogromną siłą. Wysłałam do Aśki, Olki i Juli pożegnalnego esemesa wraz z adresem Bartmana, gdyby miały ochotę mnie odwiedzić. Odpisały natychmiastowo, jednak wolę nie cytować ich wiadomości, gdyż znalazłoby się w nich mnóstwo niecenzuralnych słów. Uśmiechnęłam się do ekranu telefonu. Kochane szoguny.
- Gotowa? - Zibi zasiadł za kierownicą.
- Pewnie - bąknęłam pod nosem.
- No to najpierw odwiedzimy Miśka, a potem pojedziemy do mnie. W końcu powinien się dowiedzieć, że będziemy mieli małego szkraba.
Uśmiechnęłam się. Taki układ jak najbardziej mi odpowiadał.
Zatłoczona Warszawa jest niezwykle intrygująca. Ludzie przedrzeźniający się na chodnikach, samochody stojące w kilometrowym korku, nie do końca ubrane prostytutki porozrzucane przy autostradach, wielkie sklepy, galerie handlowe i te wspaniałe drapacze chmur. Mimo, że non stop panuje tu jeden wielki rozgardiasz, kocham to miasto. To taka moja mała ojczyzna, jak to się mówi.
Zostawiliśmy auto na szpitalnym parkingu i skierowaliśmy się do wejścia. Będąc już na oddziale Michała i Eweliny, Zbyszek zatrzymał mnie na rogu.
- Nats, idź zobaczyć, czy czasami nie ma go u Eweli, ja w tym czasie sprawdzę jego salę.
Przystałam na tę rozsądną propozycję. Przemierzając korytarz, dotarłam wreszcie do pomieszczenia, w którym przebywała Piotrowska. Bez pukania pociągnęłam za klamkę. I to był ogromny błąd.
- Cześć, jest tu może... - urwałam, kiedy zobaczyłam scenę, której nigdy nie chciałabym oglądać.
Mój kochany brat bez koszulki, z poczochranymi włosami, obejmuje nieco roznegliżowaną Ewelinę i całuje z pasją, podczas gdy ona swoimi zwinnymi palcami dobiera się do jego spodni. Widząc mnie, momentalnie od siebie odskoczyli.
- Przepraszam, nie powinno mnie tu być - bąknęłam zdezorientowana i wypadłam z sali z prędkością błyskawicy.
Nie mieściło mi się to w głowie. Ona i Alex? Wybrała gówniarza, który kilka miesięcy temu skończył osiemnaście lat, zamiast bardziej dojrzałego uczuciowo Kubiaka? No i najważniejsze pytanie: Czy sam Michał wiedział, że jest na przegranej pozycji?
Weszłam do miśkowej sali i zatrzasnęłam za sobą drzwi.
- Hej, wszystko w porządku?
Spojrzałam na Kubiaka. Siedział z uśmiechem ' jestem iście zajebisty' i wyszczerzał te swoje piękne ząbki. Czyli nie wiedział.
- Tak, jasne - skłamałam. - A Ty co taki zadowolony? - zmieniłam temat.
- Myślę, że mam szansę u Eweli. Dzisiaj się całowaliśmy - wypiął dumnie pierś.
Dobrze, że nie trzymałam niczego w rękach, bo momentalnie znalazłoby się to na podłodze.
- No stary, gratuluję! - Zibi poklepał go po ramieniu.
Nie potrafiłam wydusić z siebie słowa, za to głowa pękała mi w szwach. Przebrzydła suka! Bawiła się nimi jak lalkami, a oni nie byli niczego świadomi. I co mam zrobić? Przemilczeć ten fakt, pozwalając, aby Misiek cierpiał w przyszłości czy powiedzieć mu, co może się odbić na zdrowiu mojego rodzonego brata?
- Natalia, wszystko w porządku? - Michał patrzył na mnie zdziwionym wzrokiem.
Cholera! Powiedzieć, nie powiedzieć? Powiedzieć, nie powiedzieć? Teraz wiem, jaki dylemat miała Fiona, kiedy zastanawiała się, czy powiedzieć Shrekowi, że jest ogrem. Tylko, że w moim przypadku nie chodziło o moją przyszłość, a o przyszłość brata i przyjaciela.
- Wybaczcie, zamyśliłam się - będę bić się w piersi, obserwując, jak cierpi, zobaczycie.
Zapanowała chwilowa cisza, którą przerwał Zbyszek.
- Mamy Ci coś do powiedzenia - złapał mnie za rękę.
- Noooo?
- Za dziewięć miesięcy będziesz miał zaszczyt podziwiać nasze wspólne dziecko.
Tą wypowiedzią kompletnie zbił go z tropu.
- Pierdolisz? - wyjąkał. - Poważnie? - z tym pytaniem skierował się do mnie.
- Czysta powaga - odparłam.
- O cholera! - przydreptał z jedną nogą w gipsie na niebezpiecznie bliską odległość.
- Chwila, chwila, co Ty robisz?
- Cicho! - oburknął Kubiak i zbliżył swoje ucho do mojego brzucha. WTF, ja się pytam?! - Cześć malutki, słyszysz mnie?
- Kretynie, przecież nie ma jeszcze uszu! - oburzył się Bartman.
- Ty to naprawdę potrafisz zepsuć urok sytuacji - odpyskował Michał. - Cześć szkrabie, tu wujo Misiek, najlepszy wujek pod słońcem. Będę Ci śpiewał kołysanki, gdyż tatuś niestety nie posiada talentu wokalnego, kupował zabawki i zajmował się Tobą, kiedy tatuś z mamusią będą się zabawiać w łóżku.
- O czym Ty mówisz do naszego dziecka?! - wybuchnął już i tak zbulwersowany Zibi, a ja miałam ochotę ryknąć niepohamowanym śmiechem.
- Uświadamiam malucha, widzisz, jaki jestem zajebisty? - wywalił na wierzch język.
- Nie klnij przy nim! - Bartman zaczynał popadać w paranoję, a Kubiak robił wszystko, aby jeszcze bardziej go zdenerwować.
- Będę się z turlał z maluszkiem po podłodze, tralalala, kiedy tatuś Zbigniew będzie szczytował w sypialni.
Nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem, a wraz ze mną Michał. Zbyszek zrobił jedynie obrażoną minę i podszedł do okna.
- Kochanie, udobruchać Cię? - zapytałam, krztusząc się ze śmiechu. Żadnej reakcji, najwyraźniej strzelił focha. - Oj no, beeejbe, nie denerwuj się, Misiek tak tylko sobie żartuje.
- Żartuje? Raczej mnie obraża!
- A co powiesz na to, że w ramach rekompensaty przyjmę na siebie tę odpowiedzialność i wynagrodzę Ci to?
Od razu się ożywił.
- Ty zamiast niego? Niby w jaki sposób? - zapytał z filuternym uśmiechem.
- A wystarczy Ci, że dzisiaj wieczorem stanę przed Tobą, zrzucając ubrania i ukazując napis na brzuchu: " Bierz mnie, jestem tylko Twoja"?
- No i takie pocieszenia to ja lubię! - wykrzyknął, po czym we trójkę parsknęliśmy śmiechem.

Wraz z powrotem do auta dobry humor ze szpitala mnie opuścił. Czułam się przygnębiona i winna, że nie powiedziałam Michałowi tego, co zobaczyłam w sali Eweliny. Tak żarło mnie sumienie, że przez całą drogę w ogóle nie słuchałam Zibiego, który gadał coś o położnej i innych rzeczach związanych z ciążą jak nakręcona pozytywka.
- Kochanie, czy Ty w ogóle mnie słuchasz? - cholera, zauważył.
- Jaaaaasne. - skłamałam, jednak widząc na sobie jego spojrzenie, uległam.  - Dobra, nie.
- Na pewno wszystko w porządku?
- Źle zrobiłam... - niech to szlag, naprawdę to powiedziałam?!
Bartman patrzył na mnie jak na skończoną idiotkę.
- Co źle zrobiłaś? Źle zrobiłaś, zgadzając się na tę rekompensatę? - no tak, a ten ma jak zwykle sprośne myśli.
- Nie, po prostu powinnam powiedzieć coś Miśkowi i teraz żałuję, że nie powiedziałam.
- Niby co?
Zamilkłam, zastanawiając się, czy warto powiedzieć ukochanemu.
- Jak nie chcesz, to nie mów. Ja się tam cieszę, że Ewelina tak dobrze na niego działa, to najwidoczniej dziewczyna idealna dla niego...
- Nie byłabym tego taka pewna - czy mój cholerny dziób mógłby się w końcu zamknąć?!
- Nie bardzo rozumiem.
Odetchnęłam, głęboko łapiąc powietrze. Powiem mu, nie miałam ochoty i nie chciałam go okłamywać, mimo, że tu nie chodziło o nasz związek. Po prostu nie mogę pozwolić, żeby Piotrowska przebierała w tym gównie dalej.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jeżeli czytasz, pozostaw po sobie chociażby króciutki komentarz. O wiele przyjemniej się pisze, kiedy wiem, że mam dla kogo to robić.

Dziękuję za wszystkie ciepłe słowa pod poprzednim rozdziałem. ;* Pozostawiam do Waszej oceny kolejny.
Przepraszam, że musiałyście tak długo na niego czekać, jednak brak czasu daje mi się we znaki. Następna część także nie pojawi się zbyt szybko, wybaczcie, muszę nadrobić wszystkie zaległości w szkole.
Co do samego fragmentu jestem nawet zadowolona, co nieczęsto mi się zdarza. ;) Natalia albo Zbyszek powiedzą Miśkowi, co się dzieje za jego plecami? Nic nie zdradzam, zobaczycie. :D
Kto dzisiaj wygra mecz? JASTRZĘBIE! <3
Przed świętami na pewno się tutaj nie pojawię, więc już teraz chcę Wam życzyć wesołych świąt Wielkiej Nocy i Bożej pobożności, no i dla wszystkich blogowiczek pokładów weny twórczej. :D
I Evie, dzióbku, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że już jesteś! <3
No to do napisania, teraz czeka mnie nadrabianie zaległości na Waszych blogach. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz