piątek, 26 października 2012

Rozdział ósmy.


Wgapiałam się w telewizor, mimo że Jego twarz zniknęła z ekranu ponad minutę temu. Nawet nie zauważyłam, w którym momencie szklanka z sokiem, którą wzięłam podczas przerwy reklamowej, wyślizgnęła mi się z dłoni. Pamiątką po niej pozostało rozbite szkło i ciemna plama na dywanie.
Miałam wrażenie, że moje serce fika koziołki. Aby zrozumieć emocje targające umysłem, trzeba było zajrzeć wgłąb mojego ciała. Wszystkie wspomnienia i uczucia wróciły niczym bumerang. Mimo, że nie było go przy mnie, czułam Jego ciepły oddech na szyi, widziałam te umięśnione ciało, słyszałam donośny i miły dla uszu głos oraz delektowałam się smakiem Jego gorących warg. Zdrowe myślenie powróciło na kilka sekund, jeszcze raz przeanalizowałam słowa Zbyszka i zatrzymałam się na wyrażeniu: "...nie wiem, czy to oglądasz, czy może pakujesz się z zamiarem wylotu do Japonii". Dopiero teraz to sobie uświadomiłam - przez cały czas sądził, że zraniłam go, aby polecieć z Marcinem. Straciłam nad sobą panowanie. Rzuciłam się po telefon leżący na komodzie i drżącymi palcami wykręciłam numer do brata. Odebrał po pięciu sygnałach.
- Alex?
- No, to ja. Siostra, wszystko w porządku? - od razu wyczuł, że coś jest nie tak.
- Musisz mi pomóc...
- Ej, co się dzieje?
- Zabieraj najpotrzebniejsze rzeczy i przyjeżdżaj do mnie.
- Teraz? Za moment rozpoczyna się drugi półfinał... - młody od zawsze interesował się siatkówką.
- Wiem, ale obiecuję, że Ci to wynagrodzę.
- No dobra, ale dokąd jedziemy?
- Wyjaśnię w samochodzie. Pośpiesz się, błagam!
Ze względu na swoje niezbyt racjonalne myślenie bałam się jechać sama, a brat był jedyną osobą, która przyszła mi do głowy. Wyrzuciłam prezenty od Zbyszka z torby na łóżko, a do jej środka zapakowałam kilka ciuchów na przebranie. Nie opuszczę Rzeszowa, dopóki wszystko się nie wyjaśni. Wychodząc ekspresowym tempem z mieszkania, wpadłam na koleżanki z tego samego roku, nie miałam jednak czasu, aby cokolwiek im wyjaśniać. Biegiem skierowałam się do głównych drzwi i z całej siły je popchnęłam. Do mojej skóry dotarło lodowate powietrze. Było o wiele zimniej, niż myślałam. Po chwili zza rogu ulicy wyłonił się srebrny Citroen Alexa. Rzuciłam torbę na tylne siedzenia i usiadłam obok kierującego, który w tym momencie zgasił silnik.
- Nie odpalę, dopóki się nie dowiem, gdzie jedziemy! - zaparł się.
- No dobra, dobra. Do Rzeszowa... - bąknęłam.
Brat popatrzył na mnie jak na idiotkę.
- Zwariowałaś? Jest prawie osiemnasta, będziemy tam w środku nocy, znając polskie drogi!
- Nie interesuję mnie to! - wydarłam się. - Muszę tam być, niezależnie o której porze!
- No ale po co?
- Jedź kretynie, bo marnujemy czas!
- Baby... - prychnął pod nosem i ruszył z piskiem spod akademika.
Wyciągnęłam z kieszeni telefon i otworzyłam kontakty. Dziękowałam Bogu za wcześniejszy pomysł Zibiego, dzięki któremu w mojej komórce znalazło się kilka numerów Jego kolegów z Jastrzębia. Potrzebowałam tylko jednego - Kubiaka.
Nie wiedząc, co mam mu powiedzieć, wybrałam numer. Na całe szczęście, odebrał.
- Finalista Pucharu Polski przy telefonie, słucham... - czy mi się wydawało, czy był pod wpływem alkoholu?
- Michał, to Ty? - zapytałam dla pewności.
Na dźwięk mojego głosu na chwilę zaniemówił.
- Natalia?
- Tak, to ja.
- Po co dzwonisz? - zapytał obojętnym głosem. - Chcesz się pożegnać przed wylotem do Japonii?
- Czemu wszyscy tak myślicie?! Ja nigdzie nie lecę! - wybuchnęłam.
Znowu zapadła cisza.
- No ale, ten sms... - odparł zmieszany.
- Wysłałam Marcinowi taką samą wiadomość. Po prostu nie potrafiłam sobie wtedy tego wszystkiego poukładać...
- Kobieto, Ty chyba nie wiesz, jakie on tu katorgi przeżywał i nadal przeżywa! Zamknął się w hotelowym pokoju i ma w dupie nas wszystkich, dosłownie!
- Wiem bardzo dobrze... Ale nie po to dzwonię. Musisz mi powiedzieć, gdzie dokładnie znajduje się Wasz hotel.
- Zaraz... Masz zamiar tu przyjechać? - zapytał z nadzieją.
- Właśnie jestem w drodze.
- Chyba jedynie Ty możesz go w pewien sposób odratować. Hotel nazywa się "Czarna Perła", znajduje się przy ulicy Słonecznej.
- Wielkie dzięki. Misiek, mogę Cię jeszcze o coś prosić?
- Dawaj.
- Mógłbyś nie mówić Zibiemu, że przyjadę?
Alex, słysząc Jego imię, zakrztusił się własną śliną.
- Dla Ciebie wszystko, mała. Do zobaczenia.
Rozłączając się, czułam na sobie wzrok zdumionego brata. Odetchnęłam głęboko.
- Teraz możesz pytać.
- Dobra, pierwsze pytanie: Co się tu kurwa tak właściwie dzieje?
Kiedy opowiedziałam mu całą historię, nie mógł uwierzyć.
- Mam rozumieć, że to Bartman zabrał Cię do szpitala, opiekował się Tobą i właśnie tam zakochaliście się w sobie?
- No tak...
- Poważnie?
- Całkiem poważnie.
- A czy Wy... - wypowiadając to, zaczerwienił się. - No wiesz...
Dobrze wiedziałam, co ma na myśli, ale chciałam się z nim nieco podroczyć.
- O co Ci chodzi?
- No czy Wy już, no ten...
- A może nieco jaśniej?
- Czy Ty z nim, no... - nie mogło mu to przejść przez gardło.
- Matko boska, nie! - nie wytrzymałam.
- Ja to bym raczej powiedział "jeszcze nie" - poruszył znacząco brwiami.
Walnęłam go w ramię. Tupet miał, nie powiem.
- Przepraszam bardzo, ale ja w Twoje życie erotyczne się nie mieszam - odparłam.
- Jakże mnie to cieszy.
- Miałam na myśli to, że owego życia jeszcze nie poznałeś.
- No wiesz, obrażasz mnie - zrobił minę a'la "foch".
Rozśmieszał mnie. Osiemnastolatek w końcu, więc nie powinnam się dziwić, że go ciągną te sprawy.
Dotarliśmy do Rzeszowa około godziny 23:00. Prawdopodobnie bylibyśmy nieco wcześniej, ale mój kochany braciszek musiał kilka razy zatrzymywać się za potrzebą. Podróż upłynęła nam bardzo przyjemnie, powspominaliśmy stare, dobre dzieje, kiedy dzieliliśmy pokój w malutkim mieszkaniu rodziców. W międzyczasie dowiedzieliśmy się, że Skra Bełchatów została drugim finalistą Pucharu Polski, co u brata wywołało ogromną falę radości. Na mnie ta wiadomość nie zrobiła wrażenie, przewidywałam, że tak będzie.
Aby nie krążyć po całym mieście w celu odnalezienia "Czarnej Perły", zerknęłam na internetową mapę w telefonie. Nie było łatwo, gdyż Rzeszów to duże miasto, a ulica Słoneczna nie należy do najdłuższych. Kiedy w końcu na nią trafiliśmy, zarówno mnie, jak i bratu rzucił się w oczy szukany hotel. Nie należał do największych, ale widząc zewnętrzny wystrój trzeba było przyznać, że luksusowy jest na pewno. Oświetlony został niezliczoną ilością lamp, a przy wejściu znajdowały się egzotyczne rośliny. Cóż, z moimi oszczędnościami nie przespałabym tu pewnie nawet jednej nocy.
Zostawiliśmy Citroena na wolnym miejscu parkingowym, zabraliśmy torby i przekroczyliśmy próg hotelu. Do naszych nozdrzy dotarł zapach męskich perfum, a do uszu muzyka dochodząca z górnych partii budynku. Ktoś tu chyba nieźle imprezował.
Podeszłam do kontuaru i uderzyłam w dzwonek. Po chwili wyłoniła się młodziutka recepcjonistka.
- Przepraszam, ale nie przyjmujemy nowych gości ze względu na siatkarzy.
- Tylko, że ja przyjechałam do jednego z nich.
Kobieta walczyła ze sobą, aby się nie roześmiać.
- Proszę Pani, zbyt wiele hotek kręciło się dzisiaj po hotelu, proszę dać im spokój.
- A czy ja wyglądam na hotkę? - wtrącił się wkurzony Alex.
Recepcjonistka nawet na niego nie spojrzała.
- To bardzo ważna sprawa, musi mnie Pani wpuścić! - tłumaczyłam się.
- Niech zgadnę: autograf, zdjęcie? A może liczy Pani na coś więcej? - warknęła.
- To nie tak...
- Proszę opuścić hotel, bo wezwę policję!
- Hola, hola! - zza rogu wyłonił się Michał. Musiał podsłuchiwać od jakiegoś czasu. - Chce Pani wyrzucić moją przyjaciółkę?
Przeszedł kilka kroków i objął mnie ramieniem.
- Myślałam, że to jedna z tych natrętnych fanek - odparła, spuszczając głowę.
- Jak widać nie. Chyba już mogę zabrać ją na górę?
- Tak, oczywiście... A co z tym gówniarzem? - pokazała palcem Alexa.
- Licz się ze słowami, laleczko - warknął chłopak.
- On idzie z nami - złapałam brata za rękę.
- Jak ktoś się dowie, wylecę z roboty - recepcjonistka złapała się za głowę.
- Spokojnie, będziemy grzeczni - Kubiak puścił do niej oko i zaprowadził nas prosto do windy. Jadąc do góry, omówiliśmy strategię.
- Nats, Ty jedziesz na ostatnie piętro. Pokój Zibiego ma numer 269. Ja i Alex będziemy piętro niżej.
- Mam nadzieję, że nie wpadniecie na jakiś głupi pomysł.
- Skądże, tylko schlejemy się do nieprzytomności - uśmiechnął się diabelsko Michał.
- W sumie czemu nie - Alex puścił do mnie oko.
- A róbcie, co tam sobie chcecie. Tylko nie chcę się na następny dzień dowiedzieć, że zgwałciłeś jakąś niewinną dziewczynę - zwróciłam się do brata. Obydwaj wybuchnęli śmiechem.
- Ja? W życiu!
- Dobra młody, wysiadamy. Powodzenia - Misiek uśmiechnął się do mnie.

Po pokoju walały się ciuchy, a wkoło łóżka leżało kilka opróżnionych puszek Red Bulla. Zbyszek siedział na pościeli w bokserkach, słuchając muzyki i siorbiąc kolejną dawkę energetycznego napoju. Rozmyślał już dobrą godzinę. Od kiedy stał się takim kozakiem, aby wyznawać miłość w telewizji? Przecież to i tak nic nie zmienia, wręcz przeciwnie - wyszedł na debila, którego kobieta zostawiła dla innego. I na co mu to wszystko było potrzebne?
Usłyszał pukanie do drzwi. Pewnie znowu któryś z kolegów.
- Chyba kurwa mówiłem, że nie chcę nikogo widzieć! - krzyknął i podkręcił muzykę do maximum.
Pukanie jednak nie ustąpiło, z czasem przeobraziło się w walenie. Zeskoczył z łóżka, przeszedł przez pokój i zdecydowanym ruchem pociągnął za klamkę.
- Czego? - warknął i zamarł, widząc kto stał za drzwiami przez cały czas. Uszczypnął się w ramię, myśląc, że to sen. A jednak, ona naprawdę tu była.

~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jeżeli czytasz, pozostaw po sobie chociażby króciutki komentarz. O wiele przyjemniej się piszę, kiedy wiem, że mam dla kogo to robić.

Dziękuję za wszystkie ciepłe słowa pod poprzednim rozdziałem. ;) Z racji ferii postaram się dodawać kolejne fragmenty częściej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz