piątek, 26 października 2012

Rozdział piąty.


Przez dłuższą chwilę oboje patrzyli sobie w oczy z ciekawością, a także rosnącym zawstydzeniem. Zarówno Natalia, jak i Zibi w myślach krytykowali się i chwalili za czyn sprzed kilku minut. Niezręczną ciszę przerwał Zbyszek, nieco się rumieniąc.
- Em... przepraszam. - westchnął i spuścił głowę.
Dziewczyna ujęła go pod brodę i uśmiechnęła się nieśmiało.
- Za co?
- No wiesz, ten pocałunek... Myślałem, że...
- Przestań, to było... miłe.
Bartman spojrzał na nią oczami pełnymi nadziei.
- Miłe? - Uśmiechnął się diabelsko. - A możesz to jakoś inaczej zinterpretować?
Natalia parsknęła śmiechem.
- Urocze, może nawet słodkie. Poza tym masz takie delikatne dłonie i ciepłe usta.
- A Ty gładkie plecy i pachnącą truskawkami szyję.
Obydwoje wybuchnęli śmiechem.
Zbyszek objął dziewczynę ramieniem i zapytał z udawaną dziecinnością:
- To co, mała powtórka z rozrywki?
- Jesteś niemożliwy, wiesz? - Natalia przybliżyła się do Zibiego, czując ponowne ciepło jego warg.

Zbyszek wychodził popołudniu ze szpitala w nastroju jak ze snu. Nawet wzrok sióstr oddziałowych, plotkujących na jego widok, nie mógł zepsuć mu humoru. Zrobił to, o czym marzył od kiedy tylko ją ujrzał. Mimo, że nie wiedział, jakie dokładnie są jej uczucia, miał pewność, że nie są już tylko przyjaciółmi. Był ogłupiały ze szczęścia. Wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał numer do Miśka. Musiał się z nim podzielić fantastycznymi informacjami.

Pojęcia nie miałam, co się ze mną stało w tamtym momencie. Nie istniała rzeczywistość, istniał tylko on - obejmujący i całujący mnie z delikatnością, a zarazem namiętnością. Co było najdziwniejsze w tym wszystkim? Że mi to w ogóle nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, chciałam więcej. Kto wie, co by mogło się zdarzyć, gdybyśmy nie znajdowali się w szpitalu, a w jakimś bardziej intymnym miejscu. Moje wątpliwości co do uczuć zostały rozwiane. Kochałam go. Kiedyś miłością fanki do swojego ulubionego siatkarza, teraz miłością kobiety do ukochanego mężczyzny. W takim razie co czułam do Marcina?
Prawda, ostatnio non stop się kłóciliśmy, wyzywaliśmy, trzaskaliśmy drzwiami. A jednak byłam z nim związana mimo wszystkich jego wad już długi okres czasu i wiedziałam, że mimo swojego ciężkiego charakteru potrafi być ufającym i romantycznym facetem. Cóż, dzisiaj jednak go zdradziłam i na pewno poniosę za to konsekwencje. Czas podjęcia jednej z najważniejszych decyzji w moim życiu zbliżał się wielkimi krokami.

- Stary, chyba sobie jaja robisz! - Michał nie mógł uwierzyć w to, co jego przyjaciel mu powiedział.
- No co Ty!
- I na serio ją całowałeś?
- No chyba przed chwilą Ci to powiedziałem!
- Nie no, nie mogę! I jak to jest?
- Jakbyś, cholera jasna, nie wiedział!
- Żartuję tylko! I naprawdę nie strzeliła Ci w dziób?
- Z Tobą gadać to jak z dzieckiem!
- Wyluzuj, chłopie. A co z jej obecnym chłopakiem, a może już byłym?
Zibi zamilkł na moment.
- No właśnie gówno jest, bo Natalia aktualnie nie jest ze mną, a z nim też jeszcze nie zerwała.
- Czyli ciągle jesteśmy w czarnej dupie! A mówiła coś, kiedy ją odwiedzi?
- Nie wiem, czy w ogóle ma zamiar ją odwiedzać. - burknął Bartman.
- Dobra stary, przyjeżdżaj do mnie, razem coś obmyślimy.
- Ok, będę za jakieś 20 minut. - odparł Zibi i wsiadł do swojego Audi.


Siostra oddziałowa omal nie upuściła tacki z lekarstwami, widząc tego chłopaka. Czarne włosy i duże oczy podkreślone kredką i tuszem do rzęs. Ubrany był na czarno od stóp do głów, a jego T-shirt odsłaniał ręce pokryte niezliczoną ilością tatuaży. Sama będzie musiała się zapytać, do kogo przyszedł, żeby pacjentów nie straszył. Podeszła do niego nieśmiałym krokiem.
- Satanistów na tym oddziale nie mamy. - Palnęła prosto z mostu.
Chłopak uśmiechnął się.
- Spokojnie, przyszedłem do dziewczyny. Nazywam się Marcin Chmielewski.
- Imię i nazwisko nic mi nie mówi. O, to dziewczyna nietypowa musi być. - burknęła siostra z sarkazmem.
- A żeby Pani wiedziała. Niejaka Natalia Olszewska.
Pielęgniarka z ledwością powstrzymała wytrzeszczenie oczu i otworzenie ust ze zdumienia.
- Brat? - zapytała z nadzieją.
- Nie, chłopak.
Siostry stojące koło tej dwójki upuściły szklanki, w których trzymały ciepłe herbaty.
Marcin odskoczył, zaskoczony.
- A tym co się stało? - zapytał z kpiną.
- Nie mam pojęcia. Przepraszam Pana, ale chyba nastąpiła jakaś pomyłka...
- Co Pani ma na myśli? - Chmielewski robił się coraz bardziej zdenerwowany.
- Bo Pani Olszewska ma chłopaka, przynajmniej tak mi się wydawało, z tego, co widziałam...
- Że co proszę, do cholery?!
- Niech Pan się tak nie denerwuje...
Chłopak jednak nie słuchał, zanim odszedł w stronę korytarza, krzyknął do siostry:
- Która sala?!

To, co działo się potem, jest nie do opisania.
W momencie, kiedy miałam zamiar napisać smsa do Zbyszka, do sali wpadł Marcin, wściekły jak diabli, z zaciśniętymi pięściami.
- Możesz mi to wyjaśnić, do jasnej cholery?!
Czułam się, jakby moje serce przestało na moment pracować.
- Nie wiem, o co Ci chodzi... - wydukałam, przerażona.
- Dobrze wiesz! Wystarczyło, żebym Cię nie odwiedzał, a Ty już puszczasz się z jakimś gnojkiem?! - Trzasnął z całej siły drzwiami od mojej sali.
- Przestań, wcale tak nie jest!
- I masz czelność jeszcze kłamać?! No, to teraz mnie popamiętasz!
Podszedł do mnie i z całej siły uderzył mnie w twarz. Poczułam smak krwi w ustach. Emocje wzięły górę, zaczęłam wrzeszczeć wniebogłosy:
- Pomocy, błagam, pomocy!
Miałam wielkie szczęście, że przez korytarz przechodził jakiś lekarz. Widząc, co się dzieje, wpadł do sali i złapał Marcina od tyłu za nadgarstki.
- Ty puszczalska zdziro! Nigdy Ci tego nie daruję! A tego Twojego lowelasa i tak dopadnę!
Gdy lekarz wyprowadził go z sali, poczułam łzę płynącą po policzku. I jeszcze jedną. I kolejną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz