sobota, 27 października 2012

Rozdział szesnasty.


Wsłuchiwałam się w miarowe oddechy Zbyszka, delikatnie gładząc go po włosach. Jego głowa wciąż spoczywała na mojej klatce piersiowej. Uśmiechnęłam się pod nosem. W końcu zaczęłam czuć, że rozwijam skrzydła:  mam osobę, z którą chcę spędzić resztę życia. Przed oczami ukazała mi się wizja: ja i on, z obrączkami na palcach, siedzimy przed naszym wspólnym domem, chłonąc świeże powietrze. Z wnętrza mieszkania dochodzi tupot małych stópek i dziecięce śmiechy. Po chwili w nasze ramiona wpadają pociechy o zielonych oczach i ciemnych włosach, unosząc kąciki ust. Ich maleńkie rączki zaciskają się wokół mojej i Bartmana szyi. Patrzą na nas z iskierkami w oczach, ukazując mleczne zęby. Za parę lat uświadomią sobie, kim tak naprawdę jest tatuś i że gdyby nie siatkówka, nigdy nie poznałby mamy. Aż przeszedł mnie dreszcz, gdy pomyślałam, co by ze mną było, gdyby wtedy nie znalazł się na lotnisku. Może tkwiłabym w trasach koncertowych z Marcinem, albo została starą panną?  Życie pisze nieprzewidywalne historie.
Ostrożnie, zważając na Zibiego, podniosłam się na ramiona i momentalnie znieruchomiałam, sparaliżowana potwornym bólem w dole brzucha, o wiele silniejszym niż poprzedniej nocy. Wyciągnęłam rękę do granic możliwości w kierunku szuflady, z zamiarem wyciągnięcia tabletki przeciwbólowej - na marne. Nieco przyduszona ciężarem Zbyszka miałam ograniczoną możliwość ruchów. Złapałam się pod bok, ciężko dysząc. Tępe uczucie nasilało się coraz bardziej, w pewnym momencie stało się tak mocne, że mimowolnie wydałam z siebie stłumiony jęk.
Bartman gwałtownym ruchem podniósł głowę i spojrzał na mnie zaspanymi oczami.
- Nats, co się dzieje? - zapytał troskliwie, odgarniając kosmyki włosów z mojego policzka.
- Brzuch... strasznie boli - wydukałam po cichu.
- Czemu nie powiedziałaś wcześniej, że źle się czujesz? Gdybym wiedział, nie zaciągałbym Cię do łóżka - w jego głosie dało się wyczuć wyrzuty sumienia.
- To nie Twoja wina, zaczął mnie boleć kilka minut temu, a poza tym, to nie pierwszy raz w ciągu ostatnich godzin...
- Byłaś u lekarza? 
- Jeszcze nie, ale chyba najwyższa pora - odparłam, a po chwili z moich ust wyrwało się kolejne jęknięcie.
- Gdzie Cię boli? 
- Na podbrzuszu - pokazałam palcem dokładne miejsce odczuwania bólu. 
Nie powiem, jego reakcja nieco mnie zaskoczyła: włożył prawą rękę pod pościel, prosto na wskazany skrawek mojego ciała. Swoją ciepłą dłonią delikatnie masował źródło bólu, sprawiając, że czułam się bardziej rozluźniona.
- Lepiej? - zapytał z malującą się na twarzy troską.
Pokiwałam głową, przymykając oczy.
- Mogłaś mnie obudzić wcześniej, a tak sama się z tym męczyłaś.
- Byłeś zmęczony po podróży, po prostu chciałam Ci dać odpocząć - wydukałam nieśmiało.
- Przestań, Twoje zdrowie jest ważniejsze od mojego przemęczenia. - uśmiechnął się czule. - Skoro nie możesz zasnąć, to ja także nie będę spał. Możemy porozmawiać dla zabicia czasu.
- No to opowiadaj, co tam ciekawego w Żorach i Jastrzębiu - zachęciłam go.
- W sumie to po staremu, ale mogę się pochwalić jedną rzeczą... - uśmiechnął się tajemniczo.
- To znaczy?
- Razem z Bartkiem pojeździliśmy nieco po mieście w poszukiwaniu mieszkania dla mnie, aż w końcu trafiliśmy na niezbyt duży, przytulny domek na uboczu, z dala od zgiełku. Zadzwoniłem do właściciela, który wyraził zgodę na kupno. Poza tym, do faceta należy jeszcze kilka domów w okolicy, więc mam zamiar porozmawiać z Miśkiem, czy by się nie przeniósł do jednego. 
- To wspaniale - ucieszyłam się, chociaż w głębi duszy nie wiedziałam z czego. Przecież przeprowadzka Zbyszka do Żor oznacza kilkudniowe rozstania. - A co z warszawską willą?
- Zaproponuję rodzicom i siostrze, żeby się do niej przenieśli, nie mogę patrzeć, jak gnieżdżą się w tym malutkim mieszkaniu.
- Bardzo miło z Twojej strony - odpowiedziałam. No co, w końcu miał chłopak gest.
- I jest jeszcze jedna rzecz, a może raczej prośba...
- Przestaniesz mnie w końcu zaskakiwać? - zapytałam, na co on parsknął śmiechem.
- No bo wiesz, przeprowadzka na Śląsk wiąże się z ciągłymi rozstaniami, a ja, jak na zakochanego faceta przystało, tego nie zniosę. Dlatego muszę Ci zadać to pytanie: Zamieszkasz ze mną?
Szczerze mówiąc, zbił mnie tym z tropu. Patrzyłam na niego wytrzeszczonymi oczami ze zdumienia.
- Zbyszek, ja studiuję w Warszawie, rozumiesz, prawda? - musiałam tymczasowo odmówić. Chociaż kogo ja próbuję oszukać, na samą myśl, że miałabym Bartmana całe doby na wyłączność, serce zabiło mi mocniej ze szczęścia.
- Jeśli nie chcesz studiować gdzieś w okolicy Jastrzębia, to chociaż przenieś się na zaoczne - patrzył ma mnie niczym zbity pies. - To nie to, że zabraniam Ci dalszej edukacji, po prostu chcę mieć Cię przy sobie...
- Daj mi trochę czasu, żeby to przemyśleć, okej? - zaczęłam się wahać, widząc te maślane oczka. 
- Nie ma sprawy, kochanie! - odparł triumfalnie, całując mnie w czoło. - To może teraz Ty mi co nieco opowiesz, co się działo w Warszawie podczas mojej nieobecności?
- Nic ciekawego, no może oprócz małej wojenki między Michałem a moim bratem.
- Nie bardzo rozumiem.
- Zaraz wszystkiego się dowiesz. Otóż drogi pan Kubiak i Olszewski mają zamiar startować do Eweliny, obydwoje naraz. 
- Moment, Misiek chce wyrwać Ewelę?
- Na to wygląda. Szkoda, że nie widziałeś jego miny, kiedy dowiedział się, że Alex planuje to samo. Gdyby wtedy się nie przebudziła, jak nic któryś wyszedłby z tej sali nieco poturbowany. 
- Biedulka się pewnie nawet nie domyśla, jakie czekają ją katorgi z tą dwójką. - zaśmiał się Zibi. - Kubiak jak sobie coś obieca, to za nic w życiu nie odpuści!

Reszta nocy zleciała nam na przewidywaniu planów dwóch adoratorów, co w sumie było dosyć zabawne i pozwoliło mi zapomnieć o bólu. 
Wczesnym rankiem wyskoczyłam z łóżka z zamiarem wykąpania się i uszykowania śniadania. Wyciągnęłam z szafy czystą koszulkę i spodnie, a następnie udałam się do łazienki. Ciepła woda przyjemnie obmywała me ciało. Porządnie namydliłam się mydłem i spłukałam jego osad strumieniem wodnym. Wytarłam się ręcznikiem i założyłam na siebie wcześniej wybrane ciuchy. Przeczesałam ciemne włosy palcami pozwalając, aby ułożyły się w luźne pasma. Wychodząc z toalety, kątem oka spojrzałam na Zbyszka, który właśnie przyciął przysłowiowego komara. Przewrócił się na drugi bok, odkrywając umięśnione ciało. Dla przypomnienia informuję, że od chwili namiętności nie założył na siebie chociażby bokserek, także widok miałam iście intrygujący.
Chichocząc pod nosem, skierowałam się do aneksu. Wyciągnęłam z lodówki resztę jajek i mleko, a następnie sięgnęłam do szafki po mąkę i olej. Z racji tego, że zbyt dużo produktów spożywczych do wyboru nie było, postanowiłam zrobić naleśniki, gdyż było to jedyne danie, do którego miałam wszystkie potrzebne składniki. Wrzuciłam do miski jaja i mąkę, wlałam mleko, a także nieco oleju i wody. Zaczęłam merdać w niej łyżką i rozgrzewać patelnię. W międzyczasie zaparzyłam sobie zieloną herbatę. Gdy patelnia wystarczająco się nagrzała, ostrożnie wylałam na nią masę, tworząc nieduże kółeczka.
- Co tam pichcisz, kochanie? - szepnął mi do ucha, oplatając szerokimi ramionami w pasie,  a ja omal nie upuściłam miski na podłogę.
- Matko boska, zawału dostanę, jak będziesz mnie tak straszyć! - odwróciłam się w jego stronę, patrząc w roześmiane oczy.
- Przepraszam, nie chciałem. Ale dostaniesz coś w ramach rekompensaty - odparł tajemniczo, po czym musnął moje wargi. Całowalibyśmy się jeszcze pewnie kilka minut, gdyby do naszych nozdrzy nie dotarł zapach spalenizny.
- Bartman, zamorduję Cię kiedyś! - parsknęłam śmiechem, zabierając patelnię z ognia. Odwróciłam ciasto na drugą stronę. Praktycznie całe czarne.
- Ty je będziesz jadł! 
- Nie ma sprawy! - uśmiechnął się łobuzersko, rozkładając się na krześle. 
Zaniosłam dobre i spalone naleśniki na stół, a następnie sięgnęłam po dżem truskawkowy i resztki Nutelli. Nałożyłam sobie jednego na talerz, posmarowałam kremem orzechowym, odkroiłam kawałek i włożyłam za pomocą widelca do ust. Przeżuwałam go bardzo dokładnie, po czym połknęłam. No, może niedosłownie, bo po chwili zaczął podchodzić mi z powrotem do gardła.
- W porządku? - zapytał Zibi z pełnymi ustami.
Nie odpowiedziałam, tylko zerwałam się z krzesła i pobiegłam do łazienki. Szybkim ruchem podniosłam klapę i zwymiotowałam. Kończąc swój toaletowy rytuał, wciąż czułam smak żółci żołądkowej w buzi.
- Boże, Natka, co się z Tobą dzieje? - kucnął przede mną, łapiąc mnie za ręce.
- Nie wiem, naprawdę nie wiem - odparłam, łykając łzy, które w nie wiadomo w którym momencie zaczęły cieknąć mi po policzkach.
- Hej, nie płacz. - chwycił mnie za podbródek, zmuszając do spojrzenia mu w oczy. - Złapałaś najwidoczniej jakiegoś wirusa, nic wielkiego. Zostanę dzisiaj z Tobą.
- Nie, jedź, w końcu obiecałeś Michałowi, że go odwiedzisz. 
- Ale jeśli powiadomię go, że jesteś chora, zrozumie.
- Spokojnie, dam sobie radę, może w końcu wybiorę się do tego lekarza.
- Na pewno nie chcesz, żebym poszedł z Tobą? - zapytał niepewnie.
- Nie chcę, żebyś wysłuchiwał lekarskich kazań. Jedź do szpitala zobaczyć się z Miśkiem, przeżyję - uśmiechnęłam się.
Po kilkuminutowym przekonywaniu w końcu przystał na moją propozycję. Ja do lekarza, on w odwiedziny do Kubiaka. Mówiąc szczerze, wcale nie miałam zamiaru wybierać się do doktora. Potrzebowałam teraz pomocy zaufanej kobiety, a nie faceta w kitlu. 
- Nadal nie jestem pewien, czy dobrze robię, zostawiając Cię samą - wypowiedział Zbyszek, zakładając buty.
- Spokojnie, gdyby coś się działo, za ścianą mieszkają przyjaciółki, zawsze skore do pomocy - zapewniłam go.
- Postaram się wrócić jak najszybciej - stanął w drzwiach, odwracając się w moją stronę i przyciągając do siebie. Było mi tak przyjemnie ciepło.
- Jasne - odparłam, cmokając go w policzek. Kiedy kroki na korytarzu ucichły, rzuciłam się po telefon i wybrałam numer.
- Halo? - usłyszałam kobiecy, tak dobrze mi znany głos.
- Mamo, przyjedź do mnie, jak najszybciej...

- Córeczko, co się dzieje? - zapytała matka z niepokojem w swoich piwnych oczach. Jak dobrze było zobaczyć jej twarz po tak długim okresie czasu. - Byłaś nieco przestraszona, dzwoniąc do mnie.
- Chcę z Tobą szczerze porozmawiać. Wejdź - otworzyłam szerzej drzwi, wpuszczając ją do środka. - Kawy? Herbaty?
- Najpierw chcę się dowiedzieć, o co chodzi. - odparła stanowczo.
Westchnęłam ciężko i usiadłam koło niej.
- Mamo... - zaczęłam. - Mam wrażenie, że coś jest ze mną nie tak. Ostatnio non stop wymiotuję, po nocach czuję silny ból w dole brzucha, no a na dodatek, spóźnia mi się.
- Okres? 
Pokiwałam twierdząco głową.
- Czemu nie pójdziesz z tym do lekarza?
- Pójdę, chciałam najpierw porozmawiać o tym z Tobą, jak córka z matką.
Kobieta rozejrzała się po pokoju i zatrzymała wzrok na ubraniach Bartmana, upchniętych w kąt. 
- Z Marcinem wszystko skończone. - zapewniłam ją. Od razu uśmiech zawitał na jej twarzy. - Teraz jestem ze Zbyszkiem, tym wysokim chłopakiem, na którego wpadłaś w szpitalu.
- A tak, tak, pamiętam. Przystojny z niego facet, pierwsze wrażenie zrobił na mnie jak najbardziej optymistyczne. Ale nie do tego zmierzam. Skoro jesteś moją jedyną córką, chyba mogę o to zapytać: Uprawiałaś ostatnio seks? Nie pytam się, czy w ogóle z nim uprawiałaś, bo odpowiedź raczej znam.
- No tak, parę razy - odpowiedziałam speszona. Nawet z matką się ciężko rozmawia o takich sprawach, przynajmniej mi. 
- A zabezpieczaliście się? - zapytała.
Mina zrzedła mi momentalnie. W ogóle nie pomyśleliśmy o jakimkolwiek zabezpieczeniu. 
Pokręciłam przecząco głową, czując łzy napływające do oczu.
- Poczekaj chwilę - podniosła się i skierowała do wyjścia.
- Gdzie idziesz?! 
- Do apteki, za moment będę.
Jak powiedziała, tak zrobiła. Po kilku minutach pojawiła się z powrotem, niosąc coś w ręce.
- Idź do łazienki i sprawdź. - wcisnęła mi nic innego, jak test ciążowy.
Chwiejnym krokiem skierowałam się do toalety. Chwilę potem wiedziałam już wszystko. Na testerze widniała wyraźna, niebieska linia. To oznaczało tylko jedno - będę matką, a Bartman ojcem. 
Wyszłam z łazienki, spoglądając załzawionymi oczami na mamę. Ta tylko podeszła do mnie i przytuliła.
- Dlaczego płaczesz? Powinnaś się cieszyć.
- Tylko, że ja nie potrafię siebie wyobrazić w roli matki! - wybuchnęłam, łykając słoną wodę. - Nie w takim wieku! Poza tym, czemu nie mówisz mi, jakimi jesteśmy nieodpowiedzialnymi ludźmi, że będziemy mieli nieślubne dziecko i inne rzeczy, które powinnaś mi wygarnąć?
- Posłuchaj kochanie. - spojrzała mi głęboko w oczy. - Jesteś dorosłą kobietą, która podejmuje w życiu własne decyzje. Nie musisz mnie pytać o pozwolenie, czy możesz mieć malucha w takim wieku, czy nie. Ja i tak będę z Ciebie dumna, pamiętaj. A teraz jestem bardzo szczęśliwa, że zostanę babcią!
- A Bartman? Jak on na to zareaguje? - zapytałam, łkając.
- Zapewniam Cię, że Zbyszek będzie uradowany. Zawsze marzył o dzieciach, sama mi kiedyś czytałaś wywiad, w którym się na ten temat wypowiadał. - na samo wspomnienie uśmiechnęłam się.
- Ochłoń nieco i jak najszybciej go o tym poinformuj, ja wracam do domu powiedzieć Twojemu ojcu. Niemały szok przeżyje.
Wychodząc, bąknęła jeszcze pod nosem: " Ja babcią...", a na jej ustach zagościł promienny uśmiech.

Siedziałam na fotelu jak na skazanie, ściskając test w dłoni i czekając na Zibiego. Bałam się jego reakcji. Może uzna, że oboje jesteśmy za młodzi na dziecko, że niańczenie bobasa ograniczy w pewien sposób treningi, albo po prostu porwie mnie w ramiona, ciesząc się jak głupi. Jak zareaguje na taką wiadomość nie mógł wiedzieć nawet jego najlepszy przyjaciel.
Serce podeszło mi do gardła, kiedy usłyszałam trzask drzwi.
- Wróciłem! - rzucił, ściągając buty, a następnie spoglądając ma mnie. - Natalia? - uśmiech momentalnie zniknął z jego twarzy, widząc, w jakim jestem stanie.
- Cześć, przyszły tato - odpowiedziałam łamiącym się głosem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jeżeli czytasz, pozostaw po sobie chociażby króciutki komentarz. O wiele przyjemniej się pisze, kiedy wiem, że mam dla kogo to robić.

Dziękuję za wszystkie ciepłe słowa pod poprzednim rozdziałem. ;* Pozostawiam do Waszej oceny kolejny. Z góry przepraszam, że nie ma żadnego wątku związanego z Eweliną, Michałem i Alexem, obiecuję się poprawić. ;)
Moje drogie czytelniczki, jesteście zbyt przewidywalne. Tak, miałyście rację - Natalia i Zbyszek będą rodzicami. I tak, będą małe Bartmanki. :D
Jednak Wasze drugie wyobrażenie historii nieco mnie przeraziło. Aż tak bym nie namieszała, łącząc Zbigniewa z Ewelą. Pan Bartman ma być dobrym ojcem i wiernym mężczyzną, na żadne numerki z innymi latał nie będzie. :D
Ale w tym trójkącie także będzie miał pewne znaczenie, mogę Was zapewnić. ;)
Teraz rzeczy poza tematem: chłopaki ze SKRY,  mimo przegranej ( zresztą niesłusznej przez 'pomyłkę' sędziego) w naszych sercach zawsze będziecie zwycięzcami, pamiętajcie! 
I druga rzecz: nasz kochany Bartman niezłą dupę.. ehem, to znaczy dziewczynę sobie znalazł. ;) Nie no, taki dżołk, tak naprawdę uważam, że się dobrali i ładnie razem wyglądają. ;)
Następny fragment albo w weekend, albo już w przyszłym tygodniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz